Na spacerze z psem
Wczoraj,
jak w większość niedziel, na dłuższy poobiedni spacer z
czworonożnym przyjacielem wybrałem się na ulokowane w swojej
miejscowości stawy. Fajnie się tam spaceruje, okolica jest
przyjemna, można pooglądać łabędzie (a czasem też kaczki), i
tylko ostatnio widok psuje nowa droga w budowie i wyrąbany las.
Wczoraj
jednak widok zepsuło mi (bynajmniej nie po raz pierwszy) coś
jeszcze. Dróżka wiodąca ku stawom przebiega mianowicie nad rowem.
A w rowie leżała sobie pięknie wyrzucona tam lodówka. Niedaleko
od niej walały się opony, i to z felgami, mimo iż jakieś dwieście
metrów dalej funkcjonuje złomowisko. O licznych śmiechach już nie
wspomnę.
Te
ostatnie znajduję zresztą również w innych miejscach; łąki czy
lasy zmieniają się, i to bynajmniej nie powoli, w jedno wielkie
śmietnisko. Az żal mi jednego z moich znajomych, który na bieżąco
stara się to dziadostwo pozbierać; oczywiście czuję wobec niego
ogromny szacunek.
Śmiecą
amatorzy picia pod chmurką piwa tudzież mocniejszych trunków
(efekt tego, że w okolicy nie ma dobrej knajpy), mieszkańcy domów
oszczędzający na wywózce odpadów, przechodnie i przedstawiciele
wielu innych grup. Parę razy widziałem właścicieli mercedesów
albo bmw, wywalających do lasu całe worki śmieci.
I
moja miejscowość nie jest na tle Polski wyjątkiem. Smutne, to, ale
tak jest.
Nie
mamy, jako społeczeństwo, szacunku dla przyrody. Oczywiście, są
wyjątki od tej reguły, zwłaszcza ludzie młodzi, którzy mają
coraz większą świadomość ekologiczną i przyrodniczą, co im się
bardzo chwali. Niestety, dla wielu Polaków rów, las czy łąka to
niejako naturalne miejsca, gdzie można wywalić odpady, od ogryzka
po jabłku (co jeszcze nie jest złe, bo on się przecież rozłoży),
poprzez pety, papiery czy folię, po zużyte sprzęty domowe, meble
tudzież złom. Ile z tego będzie się rozkładało przez setki, a
może i tysiące lat, ile z tego poważnie zanieczyści glebę, wodę,
nawet powietrze, co przełoży się negatywnie na nasze zdrowie, to
już nas nie obchodzi… często w ogóle nie zdajemy sobie z tego
sprawy.
Jasne,
są pewne przyczyny, dlaczego tak zaśmiecamy polską przyrodę.
Koszta segregacji i wywózki odpadów są na tyle wysokie (i wciąż
rosną!), że dla wielu co mniej zamożnych osób mogą być nazbyt
przytłaczające. Jednakże nie wierzę, iż wszyscy, którzy
wywalają do lasu starą lodówkę albo meble, są biedakami. Raczej
mamy to do czynienia z taką fałszywą polską oszczędnością –
komuś się wydaje, że oszczędzi parę złotych, jak wywali zużyty
sprzęt do lasu. Podobnie jest ze śmieciami, wiezionymi na łono
natury w bagażnikach samochodów klasy premium. W grę wchodzi też
zwyczajna zła wola bądź ignorancja.
Wielkimi
generatorami odpadów i zanieczyszczeń są też firmy. Niekiedy ze
względu na profil działalności, straszliwie szkodliwe dla
środowiska są chociażby fermy futerkowe. Bywa też i tak, że
przedsiębiorstwa wywalają śmieci do lasu (albo jeszcze gorzej –
spalają je) lub wylewają ścieki do rowu, bo chcą na tym
oszczędzić. Niestety, ale kapitalizm w obecnym stadium rozwoju też
przekłada się na zaśmiecenie świata; już kiedyś pisałem, że
ze względu na konkurencję nie opłaca się (z pewnymi wyjątkami,
takimi jak samochody „budżetowe”, które mają być tanie w
eksploatacji, więc muszą być trwałe i bezawaryjne) produkować
dóbr o wysokim stopniu trwałości.
A
potem dziwimy się, że wszędzie bród, powietrze śmierdzi, plenią
się różnego rodzaju choroby, a plastik mamy nawet w naszych
organizmach, o dnie Rowu Mariańskiego nie wspominając.
Kwestii
systemowych sami nie przezwyciężymy, niemniej jednak może warto
byłoby podjąć jednostkowe działania, takie na przykład jak
wyrzucenie opakowania po batonie do kosza na śmiecie zamiast na
ścieżkę wiodącą przez las.
PS.
Jutro lub pojutrze notki prawdopodobnie nie będzie, za co serdecznie
z góry przepraszam.
Komentarze
Prześlij komentarz