Oczekiwania wobec Roberta
Wszystkie
znaki na niebie i ziemi wskazują, że kandydatem Lewicy na
prezydenta w tegorocznych wyborach będzie nie kto inny, a Robert
Biedroń. Jego to osobę rekomendować zamierza, jak sam przyznał,
Włodzimierz Czarzasty, pomysł ów uzyskał też akceptację
koalicjantów z Lewicy Razem.
Cóż,
przyznam szczerze, że wolałbym kandydatkę, niemniej jednak
przeciwko Robertowi Biedroniowi w zasadzie też nic nie mam. Już
kilka lat temu, kiedy jeszcze pełnił urząd prezydenta Słupska,
tworzyła się wokół niego aura naturalnego wręcz lewicowego
kandydata na prezydenta Polski. I szkoda, że nie zaczął wówczas
budować zaplecza politycznego; stałby się czynnikiem jednoczącym
lewicę (zjednoczenie nastąpiłoby wcześniej, nie musiałoby zostać
wymuszone przez rozpad Koalicji Europejskiej), do tej pory poczyniono
by też więcej przygotowań… Zamiast tego pan Biedroń tworzył
własną partię. No, stało się, jak się stało. W każdym razie,
odkąd zawarł polityczny alians z SLD i Razem, polityk ów zachowuje
się w sposób o wiele bardziej profesjonalny i poważny niż jako
lider Wiosny, nadto wreszcie robi to, co powinien, czyli przykłada
rękę do jednoczenia sceny politycznej na lewo od centrum.
Osobiście
uważam, iż byłby on całkiem niezłym prezydentem. Na pewno
odróżnia się ideologicznie od konserwatywnej, prokościelnej
konkurencji, czyli Władysława Kosiniaka-Kamysza, Szymona Hołowni,
Małgorzaty-Kidawy Błońskiej, no i oczywiście Dudy Andrzeja; o
potencjalnych kandydatach skrajnej prawicy nie wspomnę. To już jest
duży plus Roberta Biedronia.
Nie
odmawiam mu, rzecz jasna, szans na zwycięstwo w wyborach, niemniej
jako kandydat Lewicy będzie miał inne zadanie. Jego kampania
wyborcza mianowicie posłużyć musi do wzmocnienia koalicji Nowej
Lewicy (powstaje na bazie SLD i Wiosny) oraz Lewicy Razem. Dlatego
też Robert Biedroń nie tylko będzie musiał mieć swój własny
program, ale też powinien dużo mówić o programie całej Lewicy,
jak też o kwestiach społecznych, które winny być w polu
zainteresowania lewicowych polityków.
I
tu przechodzę do meritum, czyli moich oczekiwań, jako obywatela i
wyborcy, wobec kandydata Lewicy na prezydenta (nieważne, czy
ostatecznie będzie nim Robert Biedroń, czy ktokolwiek inny).
Oczekuję
zatem, że kandydat ów poruszy w kampanii takie kwestie jak: wyzysk,
niskie płace, niestabilne zatrudnienie (umowy śmieciowe, wieczne
staże, gig economy, itd.), łamanie praw pracowniczych… Czyli, że
zajmie się problemami ludzi pracy – wszystkich: zarówno
pracowników najemnych, przedstawicieli wolnych zawodów, jak też
małych i średnich przedsiębiorców, eksploatowanych,
wyzyskiwanych, a często okradanych przez wielki kapitał.
Oczekiwanie to moje bierze się stąd, iż ludzie pracy, ich sytuacja
i problemy to naturalne pole działalności dla lewicy jako takiej,
toteż lewicowy kandydat na prezydenta po prostu MUSI w swojej
kampanii o proletariacie mówić. Oczywiście, winien mieć dobry
program dla pracowników, nie ograniczający się do mitycznego
wspierania przedsiębiorczości. Poza tym, w polskim ustroju
prezydent dysponuje i prawem inicjatywy ustawodawczej, i prawem weta,
toteż jak najbardziej może kreować (wraz oczywiście z
parlamentem, rządem i samorządem) politykę społeczną, również
w zakresie regulacji rynku pracy, tak, aby służył on
proletariuszom, nie kapitalistom.
Dalej,
w kampanii wyborczej paść musi temat służby zdrowia, jej kryzysu
(a raczej już zapaści) i pomysłów na jej uzdrowienie. Tu Robert
Biedroń, czy ktokolwiek ostatecznie będzie kandydował, powinien
przedstawić postulaty Lewicy w tym zakresie.
Rzecz
jasna, ogromnie istotną kwestią jest katastrofa klimatyczna oraz
wszelkie tematy z nią powiązane: zanieczyszczenie środowiska,
zaśmiecenie, degradacja, rabunkowy wyręb lasów, oparta na węglu
energetyka, itd. Robert Biedroń powinien dużo o tym mówić i
przedstawiać pozytywne pomysły dla Polski w tym zakresie,
zaczerpnięte z programu Lewicy. Musi też jasno określić, jakie
działania dla klimatu i środowiska naturalnego podejmowanie w
(k)raju nad Wisłą będzie wspierał jako prezydent, a jakim się
przeciwstawi.
Będąc
kandydatem lewicowym, nie może milczeć o prawach mniejszości:
seksualnych, narodowych, religijnych i wszelkich innych. Winien
wystąpić jako ich obrońca, sprzeciwić się atakom na nich i
zapowiedzieć walkę z mową nienawiści (np. przedstawić projekt
odpowiedniej ustawy).
Równie
ważnym tematem są prawa kobiet, i o nich Robert Biedroń w swojej
kampanii też mówić powinien. Nie obrażę się, jeśli zapowie
inicjatywę ustawodawczą w dziedzinie liberalizacja prawa
antyaborcyjnego, jak też stanowcze weto dla jej zaostrzenia.
Prezydent
pełni funkcję reprezentacyjną, ale w polskim ustroju ma również
wpływ na politykę zagraniczną (jakkolwiek prowadzi ją rząd),
toteż w swojej kampanii Robert Biedroń musi poruszać wiele kwestii
związanych z naszymi relacjami międzynarodowymi. Nie może w tym
zakresie manifestować rusofobii ani wasalizmu wobec USA, dobrze za
to by było, gdyby miał coś ciekawego do powiedzenia na temat Chin
i rozwoju naszych z nimi relacji (politycznych i gospodarczych).
Konieczne będzie za to postulowanie odbudowy silnej pozycji Polski w
Unii Europejskiej.
Nie
zapominajmy też o zwierzchnictwie sił zbrojnych w czasie pokoju.
Kandydat Lewicy powinien więc przedstawić swoje plany dotyczące
polskiej armii, a raczej jej odbudowy, nie wspominając o
konieczności ponownego zdefiniowania polskiej roli w NATO; tu
wypadałoby się zastanowić, czy Pakt ów w ogóle jest potrzebny.
Oczekuję od Roberta Biedronia, że powie stanowcze NIE udziałowi
(k)raju nad Wisłą w wojnach, nazywanych „misjami zagranicznymi”.
I
jeszcze jedno. W zeszłorocznej kampanii parlamentarnej Lewica prawie
nic nie mówiła o kulturze i sztuce. Mam więc cichą nadzieję, iż
Robert Biedroń naprawi ten błąd i przedstawi sensowne lewicowe
pomysły dla tej sfery w Polsce.
Tak
ogólnie, to życzyłbym sobie też, aby nasz dzisiejszy bohater nie
pozował na „polskiego Macrona” (nie jest on dobrym wzorcem do
naśladowania), lecz czerpał jak najwięcej od Alexandrii
Ocasio-Cortez, Berniego Sandersa tudzież nowej premierki Finlandii.
Komentarze
Prześlij komentarz