Żołnierze i myśliwce

Prezydent Duda Andrzej, ksywa Adrian, jest w USA, gdzie podpisuje umowy z prezydentem Trumpem. Z tej okazji media głównego nurtu – zarówno te pro-PiS-owskie, jak też anty-PiS-owska, ale należąca do amerykańskiego kapitału TVN – dosłownie pieją z zachwytu, a podnieceni komentatorzy o mało nie wyskakują z butów, wymieniając, ile to Polska uzyska.
Jak na razie (posiłkuję się tym, co przed chwilą powiedzieli na antenie TVN24) uzyskaliśmy – o ile o zysku Polska może mówić – tyle, że będzie więcej amerykańskich żołnierzy w (k)raju nad Wisłą; ich obecność nadal będzie jednak rotacyjna. Strona polska zadeklarowała też chęć kupienia myśliwców F-35, zaś Amerykanie po raz kolejny dali nam nadzieję (złudną, jak sądzę) na zniesienie wiz (o czym decyduje Kongres, nie prezydent, więc Trump może w tym temacie opowiadać wszystko, co Duda chce usłyszeć). O stałych bazach US Army w Polsce mowy na razie nie ma, i dobrze. Mają być jeszcze jakieś ustalenia w kwestii współpracy naukowej i technologicznej, która akurat może przynieść nam coś dobrego.
Cóż, no to przejdźmy do tych wojsk amerykańskich. Stałych ich baz, jako się rzekło nie będzie, zwiększona zostanie za to rotacyjna obecność jankeskich żołnierzy w (k)raju nad Wisłą. Daje to nadzieję, że nie będą oni wyczyniali u nas tego, co na Okinawie, gdzie popisują się wandalizmem, napadają na cywilów, gwałcą kobiety, handlują narkotykami i zanieczyszczają środowisko; za to wszystko nie są karani (w Polsce, o ile się nie mylę, też nie byliby, gdyż tak stanowi umowa), bo jeśli Japończycy skarżą się na konkretnych wojaków, to dowództwo po prostu ich przenosi – wojaków, nie Japończyków – innych konsekwencji nie wyciągając.
Za obecność tychże Amerykanów Polska jednakże zapłaci, a raczej zrobimy to my, Polacy, bo pójdzie na to część naszych podatków. Wysyłanie US Army do państw sojuszniczych (dobrowolnie bądź przymusowo) to świetny biznes – Waszyngton wystawia przecież za to słone rachunki. Sama obecność tychże wojsk ma gwarantować Polsce bezpieczeństwo, poprzez – jak głoszą propagandyści – odstraszanie potencjalnych wrogów (w domyśle, Rosji). Cóż, bardzo w to wątpię; znacznie większe zabezpieczenie na wypadek wojny gwarantuje nasza przynależność do NATO i – zwłaszcza! – Unii Europejskiej, niż amerykańscy żołnierze jako tacy; w Gruzji też przecież byli w chwili rozpoczęcia wojny z Rosją (wywołanej zresztą przez Saakaszwilego), a dowództwu rosyjskiemu jakoś ich obecność nie wadziła… tyle, że Gruzja nie była, ani nie jest, w NATO i UE.
Podejrzewam, że gdyby wybuchł faktyczny konflikt zbrojny między Polską a jakimś innym państwem, dzielni wojacy z US Army zostaliby bardzo szybko i sprawnie ewakuowani. Zresztą, Waszyngton robi wszystko, aby stałych baz w (k)raju nad Wisłą nie utworzyć, ponieważ nie zamierza drażnić moskiewskiego niedźwiedzia (który podobno już rozmieszcza kolejne rakiety w Obwodzie Kaliningradzkim).
Co do myśliwców F-35, to na tego typu maszynach się nie znam, trudno więc mi oceniać, czy ich zakup będzie sensowną inwestycją. Docelowo chcemy ich nabyć podobno trzydzieści pięć, ale pierwszy pojawi się w Polsce dopiero za kilka lat. O ile w ogóle, bo jak na razie, tylko zadeklarowaliśmy chęć kupna tychże myśliwców. Do transakcji droga jeszcze daleka.
Z tej naszej deklaracji producent F-35 rzecz jasna bardzo się cieszy. W końcu chce je sprzedać, z tego ma zysk. Zatrudniani przezeń lobbyści robią więc wszystko, by amerykańscy „sojusznicy” (formalni, bo pamiętajmy, że USA, jako wielkie imperium, nie mają PRAWDZIWYCH sojuszników ani wrogów, lecz interesy do zrealizowania), którzy chcą modernizować swoje siły powietrzne, kupili za ciężkie pieniądze akurat te myśliwce. Odpowiedź na pytanie, czy wybór F-35 poprawi nasz potencjał obronny (o ile jeszcze jakiś pozostał po Macierewiczu i Błaszczaku), czy też po raz któryś z rzędu damy się wydymać jankeskiemu kapitałowi, pozostawiam specjalistom w dziedzinie wojskowości; jako się rzekło, nie zaliczam się do tego grona.
A, będziemy też mieli amerykański gaz. Jak twierdzi PiS-owska (i nie tylko!) propaganda, dzięki niemu zwiększy się nasze bezpieczeństwo energetyczne. Cóż, ile za nie trzeba zapłacić, przekonamy się wkrótce – my, obywatele. Kiedy gazownia przyśle nam rachunek…
Oczywiście, są dobre rzeczy, które pochodzą z USA: powieści, filmy, gry komputerowe, komiksy i samochody.
PS. Jutro notki nie będzie, za co serdecznie z góry przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor