Nowy pomysł pana Roberta
Parada
Równości, jaka odbyła się w minioną sobotę w Warszawie, bez
wątpienia była wydarzeniem ogromnie pozytywnym. Było wesoło i
kolorowo, uśmiechnięci ludzie promowali liczne wartości, w tym
zwłaszcza prawa człowieka, oraz różnorodność. Był też
naprawdę fajny akcent polityczny – do biorących udział w
Paradzie działaczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej podszedł Robert
Biedroń i przez chwilę porozmawiał z Włodzimierzem Czarzastym.
Bardzo dobrze, zdecydowanie lepiej jest rozmawiać niż walczyć.
A
wkrótce potem pan Biedroń pochwalił się swoim nowym pomysłem.
Chce mianowicie powstania koalicji wszystkich postępowych, tzn. na
lewo od centrum, sił politycznych. Skierował nawet odpowiednią
propozycję do SLD, Razem, Barbary Nowackiej, Inicjatywy Polskiej,
Inicjatywy Feministycznej, Unii Pracy, Polskiej Partii
Socjalistycznej oraz Zielonych.
Idea
ta wydaje się jak najbardziej uzasadniona, bo szeroko pojęta
centrolewica powinna się jednoczyć przeciwko PiS-owi, a nawet
zwierać przeciw mafii/sekcie wspólny front z umiarkowaną,
demokratyczną prawicą (próbą tego jest Koalicja Europejska). W
przypadku jednak inicjatywy Roberta Biedronia pojawiają się
wątpliwości, i to spore.
Ów
polityk – którego, muszę podkreślić, naprawdę szanuję za jego
wieloletnią walkę o prawa osób LGBT czy też wznoszenie postulatów
dotyczących świeckiego państwa – miał szansę na odegranie
wspaniałej roli. Jako że przez lata swojej działalności zdobył
znaczną popularność, którą jeszcze ugruntował jako prezydent
Słupska, mógł stać się czynnikiem jednoczącym centrolewicę,
gdyby np. był kandydatem na prezydenta w przyszłorocznych wyborach,
popieranym przez wszystkie partie i organizacje na lewo od centrum.
Niestety,
wolał utworzyć swoją partię, Wiosnę, przyczyniając się nie do
zjednoczenia, lecz do dalszego rozdrobnienia opozycji
anty-PiS-owskiej. Jak już kiedyś pisałem, program tegoż
ugrupowania składał się z postulatów skopiowanych czy to od SLD,
czy to od PO, czy to od Nowoczesnej (sam lider, pytany przez
dziennikarzy o szczegóły kryjące się za tymi hasłami, gubił się
mocno, co świadczyło, iż o realnym programie Wiosny trudno w ogóle
mówić), postulatu całkowitej likwidacji kopalń oraz idiotycznego
pomysłu dofinansowania prywatnej służby zdrowia publicznymi
pieniędzmi. Pan Biedroń robił też wszystko, by odciąć się od
lewicowości i nie używać w odniesieniu do siebie i swojej partii
słowa „lewica”, inspirację czerpał od Macrona, no i nie
ukrywał (czym wielu lewicowych wyborców, w tym mnie, do siebie
zraził) zachwytu nad Balcerowiczem. Toteż Wiosna okazała się nieco
zmodernizowaną wersją Ruchu Palikota, czyli partią liberalną
światopoglądowo, a pod względem gospodarczym – wolnorynkową, a
zatem konserwatywną (tak, tak!), aczkolwiek z pewnymi delikatnymi
akcentami prospołecznymi. Całość obliczona była na podebranie
elektoratu Platformie (toteż lider Wiosny najmocniej atakował nie
Jarosława Kaczyńskiego, lecz Grzegorza Schetynę) i może też SLD,
z którym jakakolwiek współpraca była wykluczona… aż do teraz,
jak się okazuje.
Na
starcie sondaże dawały Wiośnie kilkanaście procent poparcia…
lecz szybko się ono wykruszyło, ze względu na to, że sam jej
lider nie prezentował nic poza kolejnymi showami (po doświadczonym
działaczu i polityku należało spodziewać się znacznie więcej),
a partia działała po amatorsku, co zresztą dziwi, bo przecież
tworzyli ją ludzie obecni w polityce nie od dziś, zwłaszcza byli
działacze SLD. Niemniej, liczni analitycy przewidywali, iż Wiosna
przyczyni się do rozbicia elektoratu anty-PiS-owskiego, na czym
skorzysta rzecz jasna Jarosław Kaczyński i jego mafia/sekta. Sam
żywiłem podobne obawy… no i to się potwierdziło w wyborach do
Europarlamentu. Ugrupowanie Roberta Biedronia odebrało część
wyborców Koalicji Europejskiej, dając zwycięstwo Bezprawiu i
Niesprawiedliwości, ale poniosło przy tym klęskę, uzyskując
nieco ponad 6 proc. poparcia i zdobywając tylko trzy mandaty.
No
właśnie. Lider Wiosny zapowiedział zrazu, iż jeśli mandat
europosła uzyska, to się go zrzeknie (po co na takiego polityka
głosować?). Po jakimś czasie zmienił wszelako tę obietnicę,
twierdząc, że będzie funkcję ową piastował przynajmniej do
jesiennych wyborów parlamentarnych, a jego partner życiowy, też
kandydat Wiosny, tyle że bez mandatu, twierdził (słusznie
zresztą), że Robert Biedroń w Europarlamencie powinien pozostać
przez całą kadencję.
Innymi
słowy, mamy tu najpewniej do czynienia z oszustwem wyborczym…
którym oczywiście zainteresowały się media. Aby odwrócić ich
uwagę, Robert Biedroń wyskoczył z pomysłem tworzenia lewicowej
koalicji. On, który od lewicowości, jak napisałem wyżej, dość
radykalnie się odcinał, a jednocześnie, tworząc Wiosnę i
stawiając na samodzielne jej działanie, zniweczył szansę na
powstanie takiego Centrolewu. I o mało co nie przegrał z kretesem
swoich pierwszych ważnych wyborów. No to grunt pewnie pali mu się
pod nogami, toteż szuka porozumienia z SLD.
Tylko
czy już na to nie za późno?
Komentarze
Prześlij komentarz