List o profanacji

W minioną niedzielę, czyli 23 czerwca 2019 roku, Kościół katolicki w Polsce przepraszał za profanacje, jakich ostatnio ponoć dokonano nad Wisłą. Z tej okazji podczas mszy odmawiano, a raczej śpiewano Święty Boże, w ramach homilii odczytano też list, a w zasadzie oświadczenie arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, opublikowane przezeń 17 czerwca. I nad tymże tekstem dzisiaj się pochylimy, warto bowiem sprostować zamieszczone na jego łamach bzdury.
Pisze w nim hierarcha o rzekomej próbie zohydzania chrześcijaństwa i Kościoła, tak nierozerwalnie w dziejach związanego z Polską i polskością (wszystkie cytaty pochodzą ze strony: https://episkopat.pl/przewodniczacy-episkopatu-o-probie-zohydzenia-chrzescijanstwa-i-kosciola/), która, zdaniem abp Gądeckiego, ma na celu nie tylko osłabienie jego (chrześcijaństwa i Kościoła – przyp. W. K.) pozycji w społeczeństwie, ale także osłabienie ducha narodu.
Cóż, zohydzania chrześcijaństwa jako religii nigdzie w (k)raju nad Wisłą nie dostrzegam. Krytykę, najczęściej zresztą całkiem merytoryczną, płynącą ze strony środowisk ateistycznych, intelektualistów w rodzaju prof. Hartmana czy wyznawców innych religii – owszem. Krytyka, zwłaszcza oparta na racjonalnej argumentacji, nie jest jednak zohydzaniem; to dwie zupełnie różne rzeczy. Chrześcijaństwo jako religię/system wartości należy też oddzielić od Kościoła, będącego związkiem wyznaniowym, czyli organizacją. Jeśli w Polsce jest on zohydzany, to przez samych jego hierarchów, np. poprzez radykalne odejście od nauczania Jezusa, ukrywanie przestępstw pedofilskich popełnionych przez duchownych, eksponowanie nadmiernego bogactwa, pazerność, sprzyjanie nacjonalistom i faszystom, prowadzenie niejasnych interesów z prawicowymi politykami, itd., jak również przez wielu duchownych i kapitalistów typu Rydzyk.
Tego jednak arcybiskup Gądecki nie dostrzega (przypuszczam, że dostrzec nie chce). Jego zdaniem, głównym elementem wspomnianego wyżej „zohydzania chrześcijaństwa i Kościoła” są „profanacje”. Tu, jak łatwo się domyślić, przewodniczący KEP wymienił Matkę Bożą z tęczową aureolą oraz mszę na warszawskiej Paradzie Równości. Co do tej pierwszej, to stwierdzić raczył, iż Częstochowska Madonna nie została tak sprofanowana od 1430 r., kiedy to husyci napadli na Jasną Górę i zniszczyli wiadomą ikonę. Tu mamy do czynienia z manipulacją. Nie wiadomo bowiem dokładnie, jakie w istocie było tło tego napadu, dokonanego przez rycerza Jana Kuropatwę z Łańcuchowa herbu Szreniawa (późniejszego bohatera walk z Krzyżakami, zdobywcę Oświęcimia i doradcę króla Kazimierza Kazimierza Jagiellończyka podczas Wojny Trzynastoletniej, a zatem postać w polskiej historii pozytywną) oraz jego kompanów; część kronikarzy podaje, iż ich motywacją nie były kwestie religijne, lecz czysty rabunek – rycerze zamierzali w ten sposób zdobyć środki na spłatę długów. Zostali później ukarani przez Władysława Jagiełłę, acz stosunkowo łagodnie. Ikona z Madonną podczas napadu faktycznie została uszkodzona – co jak najbardziej było jej profanacją – lecz szybko i sprawnie poddano ją renowacji. Właśnie w wyniku owych niewesołych wydarzeń powstać miały słynne blizny na policzku Maryi; jest to wszelako legenda, nie wiadomo bowiem, czy przypadkiem nie było ich tam od samego początku istnienia obrazu, którego stanowiły integralny element.
No, ale wracając do abp Gądeckiego i jego listu – wizerunek Madonny z tęczą ŻADNĄ profanacją NIE BYŁ. Co nie zmienia faktu, że jasnogórska ikona rzeczywiście JEST profanowana, i to regularnie, przez miejscowych paulinów, z uporem godnym lepszej sprawy błogosławiących i gloryfikujących nacjonalistów oraz neonazistów, czyli jednostki głoszące nienawiść, a zatem totalnie zaprzeczające ideom Jezusa i Maryi z Nazaretu. Dziwnym trafem, abp Gądecki o tym nie wspomniał. Przyczepił się za to do Parad Równości (udowadniając, co akurat jest pozytywne, iż potrafi rozszyfrować skrót LGBT), pisząc tak: Oficjalnie powodem organizacji takich marszów jest troska o większą tolerancję w społeczeństwie, tymczasem stają się one miejscem obscenicznych prezentacji oraz sposobnością do okazywania pogardy wobec chrześcijaństwa, w tym także do parodiowania liturgii eucharystii, oraz do nawoływania do nienawiści w stosunku do Kościoła i osób duchownych.
Nie zauważyłem, by podczas którejkolwiek Parady Równości okazywano pogardę wobec chrześcijaństwa czy jakiejkolwiek innej religii, o nawoływaniu do nienawiści w stosunku do Kościoła i osób duchownych nie wspominając. Przeciwnie, marsze owe mają jak najbardziej pozytywny charakter, głosi się podczas nich bowiem miłość, nie nienawiść. A przecież, jak napisał Paweł Apostoł, „Bóg jest miłością”, co oznaczałoby, iż Parady Równości więcej z Panem Bogiem mają wspólnego niż abp Gądecki. Jeśli zaś chodzi o mszę – prawda, że niekatolicką, ale nie tylko katolicy mogą msze odprawiać – z ostatniej warszawskiej Parady Równości, to z tego, co się orientuję, nie miała ona charakteru parodystycznego… a jeśli nawet, co to? Nabożeństwa też można parodiować, nie ma to nic wspólnego z ich profanowaniem. Innymi słowy, arcybiskup, delikatnie rzecz ujmując, rozminął się z prawdą.
Dalej pisze nasz dzisiejszy bohater: Dzisiejszy sposób kwestionowania autorytetu Kościoła nie ma charakteru intelektualnego, lecz ideologiczny. W procesie wytoczonym Kościołowi próbuje się dowieść, że nie ma w nim ludzi prawych, a wiara jest jedynie hipokryzją. Dąży się do zdyskredytowania Boga i obrzydzenia całego Kościoła. I tu też mamy do czynienia z manipulacją. Ideologia to system poglądów jednostki lub grupy, a zatem krytyka danej organizacji, jeśli bazuje na kwestiach światopoglądowych, ZAWSZE ma charakter ideologiczny, z czego nie da się czynić zarzutu (to tak, jak gdyby zarzucać samochodowi, że ma cztery koła, nadwozie, silnik, zawieszenie, układ kierowniczy, itd.). Nie ma też żadnej sprzeczności między ideologicznym, a intelektualnym kwestionowaniem autorytetu Kościoła – takiemu chociażby prof. Hartmanowi trudno zarzucić, że w swojej argumentacji antykościelnej jest aintelektualny. Dalej, autorytet Kościoła podważyli sami jego hierarchowie i duchowni, o czym już pisałem w akapicie dotyczącym „zohydzania”. Zewnętrzni wobec tego związku wyznaniowego krytycy jedynie na tę kwestię wskazują. Nie zauważyłem też, by ktokolwiek próbował dowieść, iż w Kościele nie ma ludzi prawych (sam jestem w stanie takich wskazać), „a wiara jest hipokryzją” (w przypadku prawackich politykierów, z jednej strony epatujących swoim „katolicyzmem”, a z drugiej opluwających wszystkich wokół, faktycznie jest). Nie wiem, kto dąży do „zdyskredytowania Boga”; swoją drogą, nie można go zdyskredytować – w Boga się wierzy albo nie.
No, ale gdzieś tam abp Gądecki dostrzega, że i w Kościele są grzechy. W tekście swoim wspomina o pedofilii, określając ją eufemistycznie jako „nadużycie seksualne”. Księże arcybiskupie! Molestowanie i gwałcenie dzieci NIE JEST żadnym NADUŻYCIEM, lecz ZBRODNIĄ, nieopisaną krzywdą, pozostawiającą traumę na całe życie (vide to, co mówią bohaterowie filmu Tylko nie mów nikomu). Redukowanie tejże zbrodni do „nadużycia” to nic innego, a tylko zakłamywanie rzeczywistości, przy jednoczesnym ignorowaniu krzywdy wyrządzonej całej masie ludzi – i ich samych, oczywiście. Jeśli czyni tak arcybiskup, jeden z najważniejszych przedstawicieli Kościoła katolickiego, to dopuszcza się on właśnie zohydzenia tegoż Kościoła w oczach społeczeństwa, w tym zwłaszcza co bardziej myślących oraz wrażliwych katolików.
Zatem, czcigodny księże arcybiskupie, zohydzanie Kościoła i profanacje faktycznie mają w Polsce miejsce, ale nie tam, gdzie ksiądz arcybiskup ich szuka. Jeśli chce ksiądz zobaczyć winnych tychże czynów, wystarczy mu po prostu spojrzeć w lustro.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor