Ubóstwo i zanieczyszczenia
Na
początek – wszystkim górnikom z okazji ich święta składam
serdeczne życzenia, zwłaszcza bezpiecznej i godnej pracy. Zaś
górniczym emerytom – długiego życia w zdrowiu, szczególnie bez
pylicy węglowej i schorzeń układu kostnego, będących częstymi
następstwami harówy w kopalni.
A
teraz do rzeczy. W Katowicach trwa szczyt klimatyczny, o którym już
można powiedzieć, że jest porażką Bezprawia i
Niesprawiedliwości. Nie tylko dlatego, że nie biorą w nim udziału
najważniejsi gracze światowej sceny politycznej, nie tylko dlatego,
że błazenadą jest sponsorowanie tego wydarzenia przez spółki
węglowe, lecz przede wszystkim z tej przyczyny, iż politykierzy
„dojnej zmiany”, zwłaszcza Morawiecki Mateusz i Duda Andrzej
(ksywa Adrian) bredzą straszliwie, przecząc oczywistym faktom.
Tymczasem
sprawa jest poważna. Nie będąc specjalistą w tej kwestii, trudno
mi oceniać, na ile działalność człowieka wpływa na zachodzące
– co widać gołym okiem – zmiany klimatu; w przeszłości
zmieniał się on wszak i bez naszego udziału. Niemniej jednak,
pozostaje niezaprzeczalnym faktem, że gatunek ludzki przyczynia się
do degradacji planety Ziemia: straszliwego zanieczyszczenia
środowiska, rabunkowej eksploatacji surowców naturalnych i lasów
(prawda, panie Szyszko?), tudzież wymierania licznych gatunków
zwierząt oraz roślin. To się musi skończyć!
Dziś
skupimy się głównie na zanieczyszczeniach powietrza i walce z
nimi. Polska jest otóż – wbrew temu, co chcą nam wcisnąć
politykierzy z Bezprawia i Niesprawiedliwości – jednym z
najbardziej zanieczyszczonych państw Europy. Wystarczy – zwłaszcza
teraz, w sezonie grzewczym – otworzyć okno lub wyjść na pole i
pooddychać, aby się o tym przekonać. Dzieje się tak nie tylko
dlatego, że nasza energetyka oparta jest wciąż na węglu
kamiennym, ale też – i warto by było, aby uczestnicy (tzn. ci
poważni, nie PiS-owcy) katowickiego szczytu zwrócili na to uwagę –
z powodu ubóstwa naszego społeczeństwa. Ubóstwo materialne
prowadzi w prostej linii do ubóstwa energetycznego.
Nie
oszukujmy się, jeździmy starymi samochodami, z wyeksploatowanymi,
toteż mocno zanieczyszczającymi silnikami pod maskami, tankowanymi
w wielu wypadkach paliwem nader niskiej jakości… gdyż na nic
innego większości z nas po prostu nie stać. Zarobki w (k)raju nad
Wisłą są niskie, zatrudnienie, z powodu plagi śmieciówek, wysoce
niestabilne, w wielu regionach wciąż panuje wysokie (i niewidocznej
w statystykach) bezrobocie… No to skąd mamy brać pieniądze na
nowe auta? A czymś podróżować trzeba, choćby do pracy bądź w
jej poszukiwaniu, skoro zaś komunikacja publiczna w wielu
miejscowościach została zlikwidowana jako nieopłacalna, a dojazdy
pociągami do roboty są ryzykowne z uwagi na ich opóźnienia,
posiadanie własnych czterech kółek, choćby starych i kopcących,
staje się koniecznością.
Jednakowoż
samochody generują jedynie znikomy odsetek zanieczyszczeń
powietrza. Znacznie gorzej pod tym względem wypadają gospodarstwa
domowe. I tak, ekologowie oraz publicyści mogą apelować o
zwiększenie świadomości społecznej i niepalenie w piecach
śmieciami; mają rację, NIC tego nie usprawiedliwia. To jednakowoż
tylko część problemu. Piece w polskich domach dymią i smrodzą
przede wszystkim dlatego, że Polacy palą nie tyle śmieciami, ile
możliwie najtańszym dostępnym opałem, rzecz jasna ogromnie
szkodliwym dla środowiska. Dzieje się tak wszelako nie (a raczej
nie tylko) z powodu deficytu świadomości ekologicznej, lecz przede
wszystkim za sprawą biedy. Kilka lat temu zainicjowano program
wymiany pieców węglowych na gazowe. Fajnie, okazuje się jednak, że
po ustaniu dopłat, jego beneficjenci, niektórzy przynajmniej, znów
przerzucili się na ogrzewanie domostw węglem. Gaz jest bowiem
bardzo drogi (a kiedy zaczniemy sprowadzać do Polski ten
amerykański, to jeszcze podrożeje), skutkiem czego nawet stosunkowo
zamożnych – oczywiście jak na polskie warunki – obywateli
zwyczajnie nie stać, by przez całą jesień i zimę ogrzewać nim
swoje domy. Muszą więc albo oszczędzać, zachowując ciepło w
niektórych tylko pomieszczeniach, albo też wrócić do tańszego
opału.
Nie
oszukujmy się, walka o czystsze powietrze w (k)raju nad Wisłą
będzie bezskuteczna, dopóki nie zwalczymy ubóstwa energetycznego,
stanowiącego jeden ze skutków dzikiego kapitalizmu. A z tym
problemem nie poradzimy sobie bez zmuszenia kapitalistów do
zatrudniania pracowników na lepszych warunkach i płacenia im więcej
– i to znacząco! – za pracę; mówiąc krótko, trzeba
bezwzględnie odejść od gospodarki opartej na taniej sile roboczej.
Nie obędzie się też bez progresywnych podatków dochodowych, które
umożliwią pozyskiwanie większych środków pieniężnych od
kapitalistów (oni z kolei za transferowanie dochodów na konta w
rajach podatkowych powinni zwyczajnie siedzieć, bo okradają
państwo, czyli NAS), które to środki będą następnie
redystrybuowane do mniej zamożnych obywateli w postaci różnych
programów społecznych.
Jeżeli
nasze dochody nie wzrosną (oczywiście kosztem najbogatszych
kapitalistów-pasożytów; nie da się wszak rozwiązać problemu
biedy bez rozwiązania problemu nadmiernego bogactwa), i to szybko,
nie ma co liczyć, że będziemy jeździli nowymi samochodami o
nisko-emisyjnym napędzie, ani że zaczniemy ogrzewać domy gazem.
Innymi słowy, wciąż będziemy zanieczyszczać powietrze,
przyczyniając się do swojej własnej najpierw degeneracji, a w
dalszej konieczności zagłady, nie z własnej winy jednak, lecz z
winy pasożytujących na naszej harówie kapitalistów oraz
reprezentujących ich interesy, prawicowych politykierów.
No
i jeszcze jedno. Nie będzie czystszego powietrza bez powstrzymania
rabunkowego wyrębu lasów. Ale to już temat na inną notkę.
Komentarze
Prześlij komentarz