O kulawej demokracji
Mamy
dziś 13 grudnia, czyli rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Z tej
okazji polecam książki generała Wojciecha Jaruzelskiego, który
bardzo merytorycznie pisał o pamiętnych dniach z końca 1981 roku.
Z pewnością jego teksty są znakomitą odtrutką na załganą,
postsolidarnościową propagandę (podawane przez nią „informacje”
nijak nie pokrywają się z tym, co o stanie wojennym opowiadali moi
rodzice i znajomi), którą, jak co roku, sączy nam prawica – od
politykierów po media.
Dobrze,
koniec dygresji, teraz przechodzimy do współczesności. I
wychodzimy poza Polskę, aby pokazać, że to, co zaczęło się u
nas dziać 13 grudnia 1981 roku, w wielu podobno demokratycznych
państwach bynajmniej nie stanowi żadnego ewenementu.
Oto
w mediach, polskich i nie tylko, straszliwie krytykowany jest
Władimir Putin, prezydent Rosji. Że dyktator, że zwalcza opozycję,
że posyła policję na demonstrantów, że zamyka przeciwników
politycznych w więzieniach, że homoseksualistów represjonuje…
(niech mnie kule biją, jeśli nie przypomina to wszystko praktyk
stosowanych przez partię „faceta”, który dwadzieścia siedem
lat temu spał do południa). Nie tak dawno temu za naczelnego
dyktatora w medialnym przekazie robił Recep Tayyip Erdogan, z mniej
więcej tych samych, co Putin, powodów. Pomyje z tytułu rzekomej
niedemokratyczności ich rządów wylewane są również w radio,
telewizji, prasie tudzież internecie na Nicolasa Maduro (prezydenta
Wenezueli, nazywanie którego dyktatorem jest grubą pomyłką), Kim
Dzong Una (owszem, dyktator, ale chyba niegłupi, biorąc pod uwagę
rozmowy pokojowe z Koreą Południową) czy Xi Jinpinga
(przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej; w Chinach,
przypominam, demokracji, przynajmniej w europejskim czy amerykańskim
znaczeniu tego słowa, nie było NIGDY).
Tego
typu krytyka jest o tyle uzasadniona, że ani Putin, ani Erdogan, ani
Kim Dzong Un, ani Xi Jinping faktycznie nie sprawują władzy w
sposób demokratyczny, a i ustrój panujący w ich państwach trudno
demokracją nazwać (inna bajka, że w kapitalizmie demokracja sensu
stricto jest niemożliwa). Za dyktatorów jak najbardziej należy też
uznać Jarosława Kaczyńskiego i Wiktora Orbana. Ale…
No
właśnie. W podobno demokratycznej – przynajmniej nikt pod tym
względem zastrzeżeń nie zgłasza – Francji trwają brutalne
represje wobec uczestników oddolnego społecznego ruchu protestu,
czyli Żółtych Kamizelek. Są to ludzie, którzy walczą po prostu
o godne życie i normalną (tzn. nie neoliberalną) politykę
społeczną państwa. A są pałowani, aresztowani, pewnie niedługo
zaczną się procesy polityczne. Jeszcze zanim ów ruch powstał,
brutalnym represjom poddano Nieuległą Francję (główna obecnie
francuska partia lewicowa) i jej lidera, Jeana Luca Melenchona; wobec
niego i innych działaczy tegoż ugrupowania aparat represji wysunął
absurdalne oskarżenia. Czy takie niszczenie opozycji jest cechą
państwa demokratycznego? Dalej, francuski prezydent ma znacznie
szersze konstytucyjne kompetencje niż jego rosyjski czy turecki
kolega (spadek po de Gaulle’u).
Jakoś
nie słyszę też w mediach opinii kwestionujących demokratyczność
Izraela. Tymczasem, odkąd władzę zdobyła tam radykalna prawica,
państwo to prowadzi politykę wręcz nazistowską, wymierzoną
oczywiście przeciwko Palestyńczykom i zmierzającą do ich
unicestwienia. Osoby tej narodowości – nawet dzieci! – są
wsadzane do więzień za choćby krytykę izraelskich, podobno
demokratycznych władz, do palestyńskich demonstrantów wojsko i
policja strzelają, używając ostrej amunicji, zamieszane przez
Palestyńczyków osiedla są niszczone, zaś mieszkańcy Strefy Gazy
odcinani są od najbardziej niezbędnych zasobów, w tym wody.
Naprawdę, wspaniały przykład demokracji!
Demokratycznie
wybrany prezydent USA publicznie mówi, że do emigrantów z Ameryki
Południowej trzeba strzelać. W państwie tym meksykańskie dzieci,
które przekroczyły granicę, zamykane są w klatkach (i to nie
tylko za Trumpa, bo i za kadencji Obamy taka chora praktyka miała
miejsce!), z czarnoskórych obywateli biali policjanci robią sobie
tarcze strzeleckie, zaś amerykańskie drony bojowe sieją śmierć i
zniszczenie w wielu regionach świata… Nie wspominając już o tym,
że służby specjalne USA masowo stosują tortury, z podtapianiem na
czele…
Jakoś
kiepsko z tą demokracją… Mocno, oj, mocno ona kuleje, i to na
całym bez mała świecie! A w państwach powszechnie uznawanych za
demokratyczne, represje, jakie w Polsce wdrożono podczas stanu
wojennego, określone byłyby dziś jako „łagodne”.
Komentarze
Prześlij komentarz