Komentarze reżysera
Zmarł
Kazimierz Kutz, słynny reżyser, ale też polityk i komentator.
Ilekroć
umiera ktoś znany lub wybitny, w mediach pojawiają się liczne
informacje tudzież komentarze na temat jego dorobku; sztuczne to
nieco, a często i obłudne. Tym razem medium przychylne Bezprawiu i
Niesprawiedliwości (przy czym nie chodzi mi tu o szczujnię TVP,
lecz o komercyjną stację telewizyjną; jak sądzicie, którą?)
skoncentrowało się na chwaleniu dorobku artystycznego pana Kutza,
znacznie mniej uwagi poświęcając jego działalności politycznej,
a zwłaszcza krytyce, jaką wygłaszał wobec pewnych plag
niszczących (k)raj nad Wisłą.
Co
do mnie, to przyznam szczerze, że Kazimierz Kutz do moich ulubionych
reżyserów się nie zaliczał, aczkolwiek nie jestem w stanie ocenić
jego dorobku jako całości, albowiem widziałem tylko trzy
wyreżyserowane przez niego filmy: Sól ziemi czarnej (arcydzieło
sztuki filmowej), Pułkownika Kwiatkowskiego (cenię ten film, acz
jest nazbyt przychylny wobec zdrajców z powojennego podziemia, a
jednocześnie nazbyt krytyczny wobec władz działających po 1944
r., i to z okresu, zanim stalinizm w pełni się ukształtował) oraz
Śmierć jak kromka chleba (nie podobał mi się). Natomiast żywię
ogromny szacunek dla podtrzymywanie przez niego śląskiej, lecz
zanurzonej w polskości, kulturowej tożsamości – jakkolwiek sam
Ślązakiem nie jestem.
Niezależnie,
jak oceniamy Kazimierza Kutza jako reżysera, artystę, nie da się
przejść obojętnie nad jego komentarzami dotyczącymi polskiej
polityki, przy czym chodzi tu nie tylko o samą scenę polityczną i
działające na niej partie, lecz także o polską kulturę
polityczną, a raczej jej brak. Kilka lat temu stwierdził na
przykład: My, Polacy nie zdaliśmy egzaminu. Po dwudziestu pięciu
latach cudu nad Wisłą (pokojowej transformacji ustrojowej
zapoczątkowanej przez obrady Okrągłego Stołu – przyp. W. K.)
znów spadliśmy na swoje zaściankowe dno. Agresywne partyjniactwo,
szowinizm, ksenofobia, nietolerancja i katolicki nacjonalizm
rozplenił się w duszy Polaków niczym perz (znalezione na
Facebooku).
Cóż,
trudno się z tymi opiniami nie zgodzić. Agresywne partyjniactwo –
pleni się, oj, pleni, szczególnie w wykonaniu PiS-u, Kukiz’15 i
środowisk nacjonalistycznych, ale i PO niewiele pod tym względem
lepsza (tak, piję tu do wchłonięcia części klubu Przestarzałej,
co swoją drogą świadczy o wyjątkowej krótkowzroczności
Grzegorza Schetyny). Aby nie dostrzec szowinizmu, ksenofobii oraz
nietolerancji zaiste trzeba być ślepym; wystarczy poczytać
internetowe wpisy obywateli (tak, zwykłych zjadaczy chleba!) o
poglądach prawicowych, by przekonać się, ile tam jest jadu i
nienawiści wobec wszystkiego, co „obce”, czyli nie-polskie. Te
same patologie wylewają się z wypowiedzi prawackich publicystów
oraz politykierów. Co do katolickiego nacjonalizmu, to moim zdaniem
znacznie lepszym określeniem byłby „KOŚCIELNY nacjonalizm”.
Albowiem będąc chrześcijaninem (bez względu na odłam tej
religii), nie da się być nacjonalistą; Jezus uczył wszak miłości,
nie nienawiści. Niestety, znaczna część polskiego duchowieństwa
i hierarchii kościelnej filozofię Jezusa ma gdzieś, i jawnie
sprzyja nacjonalistom (vide msze na Jasnej Górze), faszystom,
nazistom… Organizacje Kościelne głoszą nienawiść
narodowościową i religijną tudzież organizują opierające się
na tejże nienawiści akcje, takie jak odrażający Różaniec do
Granic. Jasne, nie wszyscy księża czy biskupi są agresywnymi
nacjonalistami (przykładowo, proboszcz znanej mi parafii publicznie
krytykował islamofobię), niemniej jednak polski Episkopat od
nacjonalizmu bynajmniej się nie odcina, no i kooperuje z
nacjonalistyczną partią/mafią (Bezprawie i Niesprawiedliwość
oczywiście), a także nic nie robi, by powstrzymać ziejące
nacjonalizmem media niejakiego Rydzyka, Tadeusza swoją drogą.
W
kwestii patologicznych procesów politycznych, zachodzących w
(k)raju nad Wisłą, Kazimierz Kutz miał zatem stuprocentową rację.
Oczywiście,
były też kwestie, w jakich pan Kutz się mylił (ludzie nie są
przecież nieomylni). Należał do postsolidarnościowego obozu
politycznego, który aprobował i aprobuje dziki kapitalizm w
barbarzyńskim, neoliberalnym wydaniu. Kiedy przed laty w jednej z
kopalń doszło do tragicznego w skutkach wypadku, w wyniku którego
zginęli górnicy, reżyser w telewizji opowiedział się za
prywatyzacją kopalń, bo jego zdaniem prywatni właściciele będą
dbali o pracowników. Jest to totalna bzdura; kapitaliści
najczęściej traktują robotników jako – możliwie najtańszą, a
najlepiej darmową – siłę roboczą (Henry Ford oraz Tomasz i Jan
Batowie, mający zgoła inne podejście do proletariatu, należeli
pod wym względem do nielicznych wyjątków), takie zaś kwestie jak
przepisy BHP uważają za nadmierne obciążenie, jeśli chodzi o
koszta prowadzenia działalności. Prywatyzacja prowadzi zatem w
prostej linii do pogorszenia warunków i stabilności pracy,
zmniejszenia płac oraz innych kapitalistycznych patologii, czego pan
Kutz zrozumieć ani nie chciał, ani nie potrafił.
Niemniej
jednak, polskiej kinematografii będzie go brakowało… Polskiej
scenie politycznej też.
Komentarze
Prześlij komentarz