Czerwony Mikołaj

Dziś 6 grudnia, czyli Mikołajki – w Kościele katolickim wspomnienie świętego Mikołaja z Miry (dzisiejsza Turcja), w Kościele Prawosławnym określanego mianem Cudotwórcy. Według legendy (jego istnienie nie jest potwierdzone, choć jego otoczone kultem kości spoczywać mają w jednym z włoskich sanktuariów; pytanie, do kogo naprawdę należały, pozostaje otwarte) był on biskupem – demokratycznie wybranym przez wiernych, jak to się działo w pierwszych stuleciach chrześcijaństwa – miasta greckiego polis Mira, który wsławił się licznymi cudami, a przede wszystkim, finansowaną ze swojego ogromnego majątku, pomocą dla ubogich, m. in. finansować miał posagi dla panien z biednych domów, które, gdyby nie wyszły za mąż, zostałyby sprzedane do zamtuzów, czy też wykupywać więźniów skazanych na śmierć. Czyli taki komunista, typowy dla wczesnego chrześcijaństwa. Chrześcijański komunizm, dodajmy, zamordowany został przez cesarza Konstantyna, niezbyt słusznie zwanego Wielkim, który dopuścił kościelnych hierarchów do wielkiej władzy, a zatem i wielkich pieniędzy…
Czy św. Mikołaj z Miry realnie istniał, czy też nie, jego postać związana jest z miłą ludową tradycją dawania prezentów; jego święto jest też dniem spełniania marzeń. Z tej okazji ruszają liczne akcje charytatywne, np. specjalny blok reklamowy jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych, a politycy – niektórzy przynajmniej – pokazują nieco bardziej ludzkie oblicza. Zaś my, zwykli ludzie, obdarowujemy się różnymi rzeczami, zwłaszcza zaś przekazujemy te prezenty dzieciom. I bardzo dobrze!
Postać św. Mikołaja eksploatuje też – co ciekawe, wiążąc go z niejasnych przyczyn ze świętami Bożego Narodzenia – kultura popularna. Biskup Miry jest bohaterem licznych opowieści, bajek, filmów animowanych i fabularnych, a w reklamach pojawia się non stop. Najczęściej wszelako zastępuje go Gwiazdor w czerwonym (do czego jeszcze wrócimy) spodniach, kurtce i pomponie, z wielką białą brodą i worem pełnym prezentów, zasuwający na latających (sic!) saniach, ciągniętych przez renifery (jeden ma na imię Rudolf) i mieszkający w Laponii, która jako żywo ani z Grecją, ani z Turcją (gdzie stoi pomnik świętego) się nie kojarzy.
Gwiazdor jest popkulturową – i komercyjną! – pochodną tradycyjnego chrześcijańskiego wizerunku św. Mikołaja, który przez stulecia rozwoju kultu swojej osoby przedstawiany był – i w wielu krajach, np. w Niemczech, nadal jest – faktycznie z brodą, w biskupim ornacie (często rzeczywiście czerwonym) i z krzyżem. Ten ostatni atrybut św. Mikołaja z poświęconych mu, przeznaczonych dla dzieci kolorowanek i książeczek usunąć chciały niedawno władze Belgii, argumentując to tym, że obrażone mogą być uczucia osób niewierzących i wyznawców innych wyznań niż chrześcijaństwo; przeciwko pozbawianiu św. Mikołaja krzyża zaprotestowała jednak (a w każdym razie dała do zrozumienia, że symbol ów jej nie przeszkadza) lokalna społeczność… muzułmańska.
Jednakże religijny wizerunek naszego dzisiejszego bohatera wypierany jest przez Gwiazdora, jakkolwiek występującego pod imieniem św. Mikołaja. Ten zaś, jako się rzekło, odziany jest na czerwono. Nie wiem, czy kolor ów dobrany został ze względu na wrażliwość społeczną greckiego świętego stanowiącego prototyp popkulturowego Gwiazdora, czy też miał w zamyśle twórców tej postaci przemycić jakiś lewicowy przekaz. Czerwień jest bowiem barwą kojarzoną z lewicą, i to radykalną – z socjalizmem oraz komunizmem, a także z walką przeciwko kapitalistycznemu uciskowi i niesprawiedliwości społecznej. Czerwony Sztandar wziął się przecież z zanurzenia białego płótna we krwi robotnika poległego podczas tłumienia strajku. Barwa owa niesie zatem ze sobą jasno określone przesłanie, antykapitalistyczne, wymierzone przeciwko wyzyskowi tudzież niesprawiedliwości. W tym kontekście paradoksem jest, iż na czerwono ubiera się popkulturowa postać, która poprzez odwołania do chrześcijańskiego świętego, promuje czysto kapitalistyczny konsumpcjonizm (choć na szczęście promowaniu owemu towarzyszy postulat wzajemnego obdarowywania się prezentami).
Jakkolwiek tam z Gwiazdorem i św. Mikołajem jest, do barwy jego stroju całkiem fajnie odwołał się dziś Sojusz Lewicy Demokratycznej, na profilu którego pojawił się mem z tąż postacią, podpisaną: „Mikołaj jest dumny, że jest czerwony!”. Prawdopodobnie chodziło tutaj o przypomnienie o lewicowej, bazującej na wrażliwości społecznej tradycji Mikołajek (jak wspomniałem, biskup Miry, o ile istniał, był komunistą, mimo iż nie w ujęciu marksistowsko-leninowskim). Toteż mem ów jest, moim skromnym zdaniem, bardzo fajnym pomysłem.
Bo o to właśnie chodzi w Mikołajkach – o pewną wrażliwość społeczną, o wzajemną pomoc w miarę możliwości i po prostu o okazanie bliźniemu odrobiny ciepła, będącego najlepszym prezentem, jaki możemy dać drugiej osobie.
Udanych Mikołajek!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor