Hołd dla zapomnianej

Już za kilka dni świętowali będziemy Boże Narodzenie. Rodowód tego święta sięga IV wieku n. e., czyli okresu, w którym cesarz Konstantyn Wielki (kanalia i morderca; nadto jednym bóstwem, w jakie szczerze i z oddaniem wierzył, był on sam) zalegalizował chrześcijaństwo w Imperium Romanum, łącząc je przy okazji z inną popularną podówczas religią, czyli mitraizmem. Właśnie z tej drugiej religii pochodzi data Bożego Narodzenia; końcem grudnia wyznawcy mitraizmu świętowali zwycięstwo światła nad ciemnością, co pasowało również do chrześcijańskiej symboliki, i stąd data Bożego Narodzenia, niezgodna z faktami, bo Jezus narodził się najprawdopodobniej wiosną. Co ciekawe, w tym tych samych dniach pogańscy Słowianie też obchodzili Święto Światła, podczas którego odbywały się m. in. obrzędy ku czci zmarłych (wierzono, że mogą oni pojawić się wtedy pod postacią obcego wędrowca lub zwierzęcia, i stąd tradycja pozostawiania pustego miejsca przy stole). Choinka też częściowo wywodzi się z pogańskiego słowiańskiego kultu drzew, a częściowo z tradycji niemieckiej.
Koniec wszelako z tymi dygresjami. W Boże Narodzenie, bez względu na datę i rodowód tegoż święta, obchodzimy pamiątkę narodzin Jezusa Chrystusa, najwybitniejszego rewolucjonisty w dziejach ludzkości, jednego z prekursorów lewicy i komunizmu (tak, tak!), feministy, bodaj pierwszego w historii zwolennika świeckiego państwa („Oddajcie Bogu, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie”), antyklerykała… Powszechnie uważa się też Jezusa za założyciela chrześcijaństwa. A to właśnie nieprawda.
Jakkolwiek bowiem Chrystus faktycznie stworzył ideologiczny, intelektualny, filozoficzny i społeczny fundament pod chrześcijaństwo, tak sam był wyznawcą judaizmu (pobożny Żyd, ni mniej, ni więcej), a z czterech biblijnych (bo naprawdę było ich znacznie więcej) Ewangelii bynajmniej nie wynika, że chciał zapoczątkować jakieś nowe wyznanie; zresztą głosił bardziej gnozę (wiedzę, mądrość) niż religię sensu stricto.
Chrześcijaństwo jako odrębne od judaizmu i uniwersalne, tzn. adresowane do ogółu ludzkości, wyznanie narodziło się już PO śmierci Jezusa… i nie miało twórcy, lecz twórczynię. Religia ta zasadza się na wierze, że Jezus Chrystus umarł na krzyżu, po czym zmartwychwstał po to, by odkupić ludzkość z grzechów i otworzyć jej drogę do życia wiecznego. Tu dochodzimy do tego, że pierwszą osobą, jaka ogłosiła, że Jezus powstał z martwych i wyszedł z grobu, była kobieta. Konkretnie Maria Magdalena. Wedle coraz większej liczby dowodów archeologicznych (np. ruiny poświęconego jej kościoła znajdujące się w Izraelu czy odkryte teksty gnostyckie), żona Jezusa oraz pewnie matka jego dzieci (aczkolwiek przedstawiona w pewnej popularnej powieści i jej ekranizacji teza, jakoby francuska, czy raczej frankijska dynastia Merowingów pochodziła od tejże pary, jest bujdą). O Marii wiemy niestety niewiele, ponieważ cztery kanoniczne Ewangelie zawierają mało informacji na jej temat (relatywnie najwięcej ich znajdziemy u św. Jana), a Ewangelia św. Łukasza – żadnych (jej autor był uczniem Pawła z Tarsu, który kobiet nienawidził). Więcej mówią odkryte przez archeologów teksty gnostyckie i zabytki z Ziemi Świętej; wskazują one, iż Maria Magdalena była albo fenicką kapłanką, albo fenicką właścicielką przedsiębiorstwa rybackiego (zresztą jedno drugiego nie wykluczało), zamieszkałą w Galilei, która przyłączyła się do Jezusa i nawróciła na jego nauki zapewne po tym, jak ten wyleczył ją z jakiejś choroby psychicznej (wyrzucenie siedmiu duchów, o których wspomina św. Jan Ewangelista… lub jego uczeń, który spisał tę Ewangelię). Niektóre apokryfy stwierdzają, iż Maria Magdalena była najważniejszą osobą spośród uczniów Jezusa, i to ona miała zostać jego następczynią. I, jako się rzekło, ona właśnie zapoczątkowała chrześcijaństwo jako nową religię.
Niestety, kilkanaście lat po śmierci Jezusa chrześcijaństwo w SWOJEJ wersji głosić zaczął niejaki Paweł z Tarsu, przed przyjęciem nauk Jezusa (uznał je też za nową jakość w stosunku do judaizmu i dlatego stwierdził, że chrześcijanie nie muszą się obrzezywać) – judaistyczny radykał. Był on przy okazji obywatelem rzymskim, a zatem człowiekiem zanurzonym nie tylko w kulturze żydowskiej, ale też grecko-rzymskiej. Ta zaś była nader patriarchalna, dla kobiet rezerwowała miejsce nader podrzędne (w przeciwieństwie do Jezusa, który był feministą). Tak zatem Paweł radośnie sobie pominął Chrystusowy feminizm, sprzeciwiał się przywództwu kobiet w Kościołach chrześcijańskich (aż do IV wieku n. e. było ich wiele, a każdy miał swoje święte teksty), w jednym ze swoich listów zabraniał im nauczać – co najprawdopodobniej wymierzone było personalnie w Marię Magdalenę, którą apostoł ów uważał za konkurentkę.
Niestety, właśnie skrajnie patriarchalną, a więc NIEZGODNĄ z ideami Jezusa w kwestii kobiecej, wersję chrześcijaństwa przyjęto po tym, jak Konstantyn Wielki je zalegalizował, przy okazji doprowadzając do powstania zjednoczonego Kościoła (przeciwników zjednoczenia, np. gnostyków, wymordowano); Paweł z Tarsu bardziej pasował ówczesnym biskupom (obecnym zresztą też) niż Jezus i jego żona. W ten sposób zapanował chrześcijański patriarchalizm, z którym Kościół katolicki i Kościoły prawosławne niezbyt sobie radzą; niektóre protestanckie trochę lepiej.
Kult Marii Magdaleny jako żony i następczyni Jezusa Chrystusa praktycznie wyrugowano, jej postać, poza pewnymi wzmiankami, usunięto z biblijnego przekazu, a po kilku wiekach uczyniono z niej prostytutkę, niby nawróconą, ale jednak. Chodziło, rzecz jasna, o oszkalowanie jej osoby. Niestety, taki zakłamany wizerunek twórczyni chrześcijaństwa przyjął się w kulturze i tzw. wysokiej, i tzw. popularnej…
I jeszcze jedno. Konstantyn Wielki, legalizując chrześcijaństwo, dopuścił hierarchów kościelnych do wielkiej władzy i wielkich pieniędzy. Wówczas chrześcijański komunizm poszedł się… paść.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor