W celi Edmunda Dantesa

Tuszę, że czytaliście powieść Hrabia Monte Christo, autorstwa Aleksandra Dumasa (ojca). Jeśli nie, to gorąco polecam; jest to nie tylko klasyka literatury, ale też wspaniała rozrywka, skłaniająca do licznych przemyśleń, w tym i takich, którymi za chwilę się z Wami podzielę.
Otóż, głównym bohaterem powieści jest Edmund Dantes, marsylski marynarz, który za sprawą częściowo nader niefortunnych okoliczności politycznych, częściowo własnej nieświadomości (też politycznej), a przede wszystkim – za sprawą osobistych wrogów (w tym konkurenta do ręki niejakiej Mercedes), zostaje aresztowany, osądzony i na resztę życia wpakowany do celi w podziemiach zamku If, czyli bardzo ciężkiego więzienia. Zamknięty, przez lata przechodzi istne katusze psychiczne, załamuje się i usiłuje odebrać sobie życie. Wtedy z innej celi przekopuje się do niego ksiądz Faria, siedzący za poglądy polityczne. Przywraca on Edmundowi nadzieję na ucieczkę, uświadamia go, dlaczego trafił był do kicia, a przede wszystkim – edukuje w zakresie różnych dziedzin naukowych dotychczas nader słabo wykształconego marynarza. Niestety, stan zdrowia kapłana szybko się załamuje; przed śmiercią zdradza on Dantesowi sposób na zlokalizowanie ogromnego skarbu, ukrytego na wysepce Mote Christo. Kiedy Faria umiera, Edmund wydostaje się ostatecznie z zamku If, odnajduje skarb, kupuje sobie we Włoszech tytuł szlachecki i jako hrabia de Monte Christo (przybiera też inne tożsamości: pirata Sindbada Żeglarza, angielskiego lorda i księdza) rozpoczyna zakrojone na kolejne lata dzieło zemsty na dawnych krzywdzicielach, przy okazji też nagradzając tych, którzy byli życzliwi dla niego i jego zmarłego ojca.
Jak to wyglądało w szczegółach, przekonacie się, kiedy przeczytacie książkę. Dziś interesuje nas nie tyle słuszna vendetta Edmunda Dantesa, ile jego pobyt w więzieniu.
Jak wspomniałem, uwięziony bohater stopniowo traci nadzieję na uwolnienie, a cały jego świat ograniczony zostaje do małego, ciemnego, brudnego pomieszczenia. Rozumie, że nigdy z niego nie wyjdzie, a zatem nie ma żadnej nadziei na przyszłość, jego los będzie ponury, bez najmniejszych szans na poprawę. Dochodzi też do wniosku, iż został niesprawiedliwie skrzywdzony (jak i dlaczego, uświadomi mu dopiero Faria), co wszelako nie zostanie mu nigdy powetowane ani naprawione. Właśnie ta beznadzieja sprawia, iż Dantes ostatecznie się załamuje i postanawia popełnić samobójstwo przez zagłodzenie (co by mu się z pewnością udało, gdyby nie duchowny współwięzień, który później umożliwi Edmundowi ucieczkę i zemstę) – jest to jedyne logiczne wyjście, jakie przed sobą widzi. I z tym wiążą się moje przemyślenia.
Aleksander Dumas (ojciec), pisząc w XIX wieku Hrabiego Monte Christo, nie mógł oczywiście wiedzieć, że zdecydowana większość ludzkości w stuleciu XXI znajdzie się w podobnie, a nawet bardziej beznadziejnej sytuacji, co Edmund Dantes w celi na zamku If, z tą jedynie różnicą, że życie przypominało będzie w mniejszym stopniu zamknięcie w więzieniu, a w większym – pobyt w obozie pracy przymusowej.
Niemal bowiem każdy człowiek żyje w pętach przymusu ekonomicznego, musi się wszak z czegoś utrzymać. Toteż po ukończeniu szkoły czy studiów, szuka pracy; poszukiwania te – zarówno w Polsce, jak i w innych państwach kapitalistycznych – okazują się często długie, żmudne i trudne, niekiedy wręcz traumatyczne, i to mimo posiadanych kwalifikacji. Większość polskich (i nie tylko!) kapitalistów najczęściej szuka nie tyle dobrze wykwalifikowanych, kompetentnych i myślących PRACOWNIKÓW, ile PAROBKÓW, którzy będą bez szemrania, bezmyślnie zasuwali za półdarmo lub nawet całkiem za darmo i stawiali się będą na każde zawołanie. Z tej przyczyny pracę, owszem, znaleźć można relatywnie łatwo; znacznie trudniej jest znaleźć taką, która zadowoli nas finansowo i pozwoli się zrealizować.
Kiedy wreszcie robotę mamy, większość z nas haruje ciężko, niejednokrotnie się przemęczając, stresując i niszcząc swoje zdrowie, pełniąc obowiązki znacznie poniżej swoich kwalifikacji, umiejętności i zdolności (bo lepsze miejsca zarezerwowane są dla „swoich”), podczas gdy wypłata za tę katorgę jest tak mizerna, iż często trzeba jeszcze do całego tego interesu dokładać ze swojej kieszeni. O ile w ogóle jakakolwiek wypłata spływa, bo wszak młodym ludziom wtłacza się do głów, iż żeby mieć płatną pracę, trzeba najpierw zasuwać jako niewolnik na bezpłatnym stażu (choć są, na szczęście, firmy oferujące staże płatne, ale stanowią one raczej wyjątki niż regułę), a i nie brakuje kapitalistów, pasących się na kantowaniu zatrudnionych osób.
Obywatele państwa kapitalistycznego – bezrobotni, który latami szuka (dobrego) zatrudnienia albo pracownicy zapracowujący się niemal na śmierć (tak, zarówno w Polsce, jak i w innych państwach kapitalistycznych przybywa zgonów z przepracowania) i otrzymujący za to znikomą pensję, faktycznie tracą nadzieję na lepsze jutro, zwłaszcza, jeśli nie są „swoi”, toteż nie mogą liczyć ani na dobrą pracę, ani na awans. Nie widzą przed sobą przyszłości innej niż wypełnione bezsensowną mordęgą trwanie, rodzące świadomość, że jest źle, a będzie tylko gorzej. Ja się męczę, a całą śmietankę powstającą w wyniku tej mojej męczarni spija kapitalista-wyzyskiwacz, pasożytujący na ludzkiej pracy. I nieważne, czy jesteśmy pracownikiem fizycznym, czy nauczycielem, czy twórcą i artystą, czy urzędnikiem, czy policjantem, czy małym lub średnim przedsiębiorcą (wyzyskiwanym przez wielki kapitał), czy kimkolwiek innym – żyjąc w kapitalizmie, harując i będąc grabionymi ze wszystkich stron już to przez kapitalistów, już to przez reprezentujące ich interesy organa państwowe, mamy nawet gorzej niż powieściowy Edmund Dantes. Jemu przynajmniej dawano jeść; obywatel państwa kapitalistycznego, nawet pracujący, musi się liczyć, że na jedzenie i w ogóle na zaspokojenie swoich potrzeb NIE ZAROBI, gdyż wypłata za pracę zależy od łaski kapitalisty…
Niestety, życie to nie fikcja literacka. Nie możemy liczyć na to, że spotkamy faceta, co ma dojścia do gigantycznego skarbu, i że skarb ów trafi w nasze ręce, pozwalając nam poprawić swój los i zaprowadzić sprawiedliwość. Czeka nas tylko beznadziejne, bezsensowne życie, zwieńczone ulgą śmierci, oznaczającej koniec męczarni i bycia eksploatowanym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor