O profesorze
Wczoraj,
w wieku lat zaledwie osiemdziesięciu jeden, zmarł profesor Karol
Modzelewski, autorytet dla wielu lewicowców (dlaczego, o tym za
chwilę). Warto przybliżyć jego sylwetkę.
Urodził
się w roku 1937 w Moskwie, do Polski przybył w 1945 r. Jako młody,
lecz już dorosły człowiek uaktywnił się politycznie, wstępując
do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w roku 1957. Działał w
jej strukturach tylko przez siedem lat; następnie został wydalony
za krytykowanie linii rządów. Krótko po tym, w 1964 r., wraz z
Jackiem Kuroniem napisał List otwarty do Partii, w którym
skrytykował ówczesne polskie władze za… odejście od ideałów
socjalistycznych (miał o tyle rację, iż poprzedni ustrój nie był
socjalizmem, ale technokracją biurokratyczną, która jednak miała
o wiele więcej zalet niż obecny, dziki kapitalizm – przyp. W.
K.). Postępowanie prominentów PZPR oceniał Karol Modzelewski
negatywnie właśnie z pozycji marksistowskich (a teorie swojego
wybitnego imiennika znał świetnie), o czym warto pamiętać; po
latach odszedł jednak, częściowo przynajmniej, od marksizmu.
W
1968 roku był jednym z inicjatorów protestów studenckich, w latach
80. związał się z NSZZ „Solidarność” (prawdopodobnie nie
dostrzegł, że po Porozumieniach Sierpniowych związek ów stał się
elementem destruktywnym, sterowanym przez CIA i finansowanym przez
różne niefajne organizacje, związane z Kościołem katolickim),
działał w ówczesnej opozycji, jednakowoż – o czym trzeba
pamiętać – z pozycji stricte lewicowych, walczył bowiem o
urzeczywistnienie socjalizmu oraz o demokratyzację ustroju
politycznego Polski (jak bardzo było to złudne, przekonał się po
1989 roku). Za tę działalność, jak łatwo się domyślić,
spotkały pana Modzelewskiego kary, z więzieniem włącznie –
przesiedział, do kupy licząc, ponad osiem lat. Kandydował do
Senatu w Wyborach Czerwcowych, i to z sukcesem, uzyskał bowiem
mandat. W latach 90. ubiegłego stulecia współtworzył najpierw
lewicową Solidarność Pracy, następnie zaś partię Unia Pracy,
której był honorowym przewodniczącym do 1995 r., kiedy to
zrezygnował zarówno z owej funkcji, jak też z członkostwa.
Jednakże
Karol Modzelewski zasłynął nie tylko jako opozycjonista, ale też
jako intelektualista, naukowiec i pisarz. Był profesorem
uniwersytetów w Warszawie i Wrocławiu, członkiem i
wiceprzewodniczącym Polskiej Akademii Nauk, publicystą i autorem
książek. Zdobył liczne nagrody literackie i wyróżnienia.
Co
ważne, profesor Modzelewski nieodmiennie krytykował kapitalizm,
zwłaszcza w jego barbarzyńskim, neoliberalnym wydaniu, jak również
plan Balcerowicza. Krytyka owa była w pełni uzasadniona:
zniszczenie gospodarki i przemysłu, pojawienie się z dnia na dzień
kilku milionów bezrobotnych, pauperyzacja społeczeństwa,
bezdomność o skali znacznie większej niż w PRL-u… Właśnie te
poglądy i ich odważne głoszenie uczyniły go autorytetem dla
części, i to niemałej, polskich lewicowców (zwłaszcza młodszego
ich pokolenia).
Jedną
z najsłynniejszych – i, moim skromnym zdaniem, najtrafniejszych –
wypowiedzi profesora była: „Za kapitalizm nie siedziałbym nie
tylko 8,5 roku, ale nawet miesiąca, tygodnia. Nie warto” (źródło
cytatu: https://strajk.eu/nie-zyje-karol-modzelewski/).
Właśnie za tę opinię na temat kapitalizmu najbardziej pana
Modzelewskiego cenię, choć oczywiście w wielu innych kwestiach się
z nim nie zgadzałem (nic dziwnego, nie ma wszak dwóch ludzi o
identycznych poglądach).
Profesor
Modzelewski krytykował również rządy Bezprawia i
Niesprawiedliwości, wszelako nie za ich politykę społeczną, z 500
Plus na czele, która jego zdaniem miała wiele zalet, oraz za
odejście od neoliberalizmu (czas pokazał, iż opinia ta była
przedwczesna, bo PiS jest formacją skrajnie neoliberalną, co jednak
maskuje delikatnym socjalem), lecz za tendencje dyktatorskie i budowę
państwa policyjnego.
Komentarze
Prześlij komentarz