Sznur kapitalistów

Włodzimierz Ilicz Lenin mawiał: „Kapitaliści sprzedadzą nawet sznur, na którym się ich powiesi”. Wbrew pozorom, nie było to nawoływanie do mordowania ludzi, lecz krytyka zachowania kapitalistów jako klasy społecznej, a zarazem wewnętrznej sprzeczności tkwiącej w systemie kapitalistycznym. Chodzi o to, że dążenie do maksymalizacji zysków na dłuższą metę zaszkodzi zarówno samym kapitalistom, jak też całemu systemowi, na którym się oni pasą.
Oczywiście, dążenie do zwiększenia zysku samo w sobie nie jest niczym nagannym, złym ani destruktywnym; jest to naturalne dążenie człowieka, który chce w końcu godniej, lepiej, wygodniej żyć, a w tym celu powiększa swój stan posiadania. Także wszelkiej działalności gospodarczej zysk jest najzwyczajniej w świecie potrzebny do rozwoju i w ogóle funkcjonowania, i to bez względu na system społeczno-ekonomiczny. To zatem, że w kapitalizmie przedsiębiorstwa prowadzone są dla zysku, nie jest niczym dziwnym; w socjalizmie też będą. Rzecz w tym, jak zysk ów powstaje i jak jest dzielony, tzn. kto ma w nim udział.
Cechą charakterystyczną kapitalizmu pozostaje to, że zysk pochodzący z działalności gospodarczej przypada – całkowicie lub w przeważającej większości – prywatnym właścicielom środków produkcji (np. akcjonariuszom spółek, udziałowcom koncernów, itd.), czyli kapitalistom. Pracownicy udziału w nim nie mają; ich wypłata to po prostu kwota, jaką otrzymują za to, że kapitaliści kupują od nich ich siłę roboczą na czas wykonywania pracy przy produkcji dóbr lub usług. Kwota, dodajmy, zaniżona w stosunku do realnej pieniężnej wartości pracy robotników, przekładającej się na cenę wytworzonego przez nich produktu – różnica między tym, ile praca jest warta, a ile dostaje za nią robotnik, to wartość dodatkowa, którą przejmuje kapitalista. Proces tegoż przejmowania to wyzysk – i właśnie on w kapitalizmie stanowi główne źródło dochodu prywatnych właścicieli środków produkcji (inne to np. oszczędności na kosztach materiałowych, skutkiem czego w kapitalizmie króluje tandeta).
Inaczej – gwoli dygresji – rzecz będzie się miała w socjalizmie, czyli w systemie, w jakim pracownicy będą współwłaścicielami przedsiębiorstw, gdzie będą zatrudnieni, uzyskają zatem udział w zyskach, proporcjonalny do stażu pracy, kompetencji, zajmowanego stanowiska, itd. Już dziś na tej zasadzie funkcjonują spółdzielnie produkcyjne, będące typowo socjalistyczną formą działalności gospodarczej.
Wracając do kapitalizmu i wyzysku, rzecz sprowadza się do tego, że kapitalista (o czym pisałem już nie raz, i o czym poczytać możecie w tekstach na portalach lewicowych oraz u klasyków z Marksem na czele) tym większy osiąga zysk, im MNIEJ zapłaci robotnikom za pracę przy produkcji. A wiadomo, im mniej człowiek zarabia, tym biedniejszy się staje. Jeśli do tego dojdzie – tak popularne w państwach, które wdrożyły neoliberalne koncepcje ekonomiczne – zwolnienie z podatków najbogatszych przedstawicieli burżuazji oraz wycofanie się władzy i administracji państwowej z redystrybucji dochodów, redukcji ulegnie liczba tanich lub darmowych usług publicznych, obywatele za więcej rzeczy będą więc musieli (drożej) zapłacić, co w naturalny sposób przełoży się na dalsze ich ubożenie. I tak postępuje pauperyzacja większości społeczeństwa, przy jednoczesnym bogaceniu się garstki kapitalistów.
No i właśnie. Nawet wyzysk nie pomoże, jeżeli firmy nie sprzedadzą swoich towarów, czyli dóbr i usług. Sprzedaż zaś idzie dobrze, jeśli potencjalnych klientów stać na ich kupno. Toteż, skoro społeczeństwo jest biedne, ludzie kupują mało (i często „na krechę”) i najczęściej to, co jest najtańsze (nie ma przypadku w tym, że w całej Europie rośnie popularność Dacii, że taki przykład podam). Przy kiepskiej sprzedaży pogarsza się, co naturalne, kondycja gospodarki danego państwa, produkcja spada… na czym cierpią sami kapitaliści, bo ich zyski lecą na łeb. Nadto, pauperyzacja rodzi frustrację, która po przekroczeniu masy krytycznej może przerodzić się w rozruchy, niepokoje społeczne, a nawet rewolucję (zwłaszcza, jeśli szybko biednieje warstwa średnia, bo to ona jest motorem tendencji rewolucyjnych), która kapitalistów może zmieść.
Mówiąc krótko, im większy wyzysk, tym większe krótkoterminowe zyski osiągają kapitaliści, za to tym większe długoterminowe straty ponoszą/mogą ponieść. Właśnie o to chodziło Leninowi z tym sznurem – dążenie do wzbogacenia się za wszelką cenę podkopie fundamenty systemu, toteż może przynieść zagładę całej klasy społecznej (i niekoniecznie chodzi tu o śmierć jej przedstawicieli). Tak właśnie wygląda wewnętrzna sprzeczność kapitalizmu, która z czasem doprowadzi do jego upadku.
Jasne, byli (Henry Ford, Tomasz Bata) i są mądrzy, tzn. perspektywicznie myślący kapitaliści, którzy wiedzą, iż tylko dobrze opłacony (tzn. mało wyzyskiwany, bo gdyby wyzysk zanikł całkowicie, kapitalista nie miałby zysku, zwróciłyby mu się po prostu zainwestowane środki i nic więcej), zaopatrzony w różne firmowe świadczenia pozapłacowe, lubiący swoją pracę robotnik pracuje wydajnie, generując firmie większe dochody, tyle że trzeba na nie trochę dłużej poczekać.
Nie zmienia to faktu, iż istnienie konkurencji zmusza kapitalistów do redukcji kosztów produkcji, czyli do zwiększania skali wyzyskiwania pracowników, a to tak czy owak doprowadzi z czasem do tego, że wewnętrzna systemowa sprzeczność da o sobie znać. Widzimy to współcześnie w większości państw kapitalistycznych, gdzie bogactwo burżuazji jest gigantyczne, podczas gdy rośnie skala biedy i nędzy, a sporo wielkich koncernów już by upadło, gdyby nie pomoc publiczna i inwestycje kapitału chińskiego.
Tak zatem, jedyną sensowną przyszłością pozostaje socjalizm, w którym dominowała będzie wspólna własność środków produkcji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor