Na lodzie
Dziś odejdziemy od polityki, religii, mediów, systemów ekonomiczno-społecznych i innych tego typu zagadnień. Chciałbym bowiem poruszyć temat, który mnie ostatnio frapuje. Otóż, zaczęła się nam zima, przynajmniej we wschodnich i południowych regionach Polski, czyli m. in. tam, gdzie mieszkam. Jedni za nią tęsknili, inni nie. Tak czy owak, pada śnieg, temperatura utrzymuje się poniżej zera stopni Celsjusza („Jak jest zima, to musi być zimno. Takie jest odwieczne prawo natury”), chodniki i jezdnie są oblodzone. Już od kilku ładnych miesięcy, mimo iż październik, listopad oraz grudzień do nazbyt mroźnych ani śnieżnych nie należały, ludzie zamarzają na śmierć. Głównie oczywiście bezdomni; w tym miejscu warto powtórzyć, iż bezdomność – w poprzednim ustroju, czyli technokracji biurokratycznej, stanowiąca zjawisko marginalne, przynajmniej, odkąd kraj podniesiony został z ruin pozostawionych przez II wojnę światową – w obecnej skali to ponury skutek nieludzkiego systemu kapitalistycznego:...