Posty

Dziecko bez pomocy

W (k)raju nad Wisłą lawinowo (co ciekawe, najwięcej takich przypadków było za rządów PiS-u, w 2017 i 2018 roku) przyrasta liczna prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży; w ubiegłym roku sięgnęła ona blisko 800. Jeśli chodzi o próby udane, czyli zakończone zgonem, to ich wskaźnik od lat oscyluje wokół setki. Co przerażające, owe statystki mogą być zaniżone; o części takich prób rodziny nie wspominają nikomu z obawy przed stygmatyzacją, świat dowiaduje się o nich, kiedy sprawą zainteresują się organa państwa lub media. Podobno najmłodszy polski – niedoszły, bo szczęśliwie udało się gu uratować – samobójca miał… sześć lat. Próby odebrania sobie życia to jednak tylko część problemu. Coraz więcej polskich dzieci i młodzieży ma problemy psychiczne, przybywa przypadków depresji – bardzo poważna choroba. Szpitalne oddziały psychiatrii dziecięcej są przepełnione (do czego jeszcze wrócimy), rodziny młodych pacjentów muszą szukać pomocy często kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania...

Polska mentalność niewolnicza

My, Polacy, bardzo lubimy chwalić się naszym etosem wolności, podkreślać, jak to wolność cenimy, i jak to przez stulecia o nią walczyliśmy. Nawet morderców kobiet i dzieci prawicowi, a raczej prawaccy propagandyści czynią „bojownikami o wolność”. Niestety, etosu wolności w polskiej kulturze i mentalności nie ma i chyba nigdy (może poza okresem Legionów Polskich i Księstwa Warszawskiego) nie było; mieliśmy i mamy etos powstańczy (przy czym najlepiej, aby powstanie zakończyło się sromotną klęską), z etosem wolności niemający jednakowoż nic wspólnego. Smutna prawda jest taka, że mamy mentalność niewolniczą, samo zaś niewolnictwo przeplata się przez całe nasze dzieje. Prawdopodobnie aż do XIII wieku głównym polskim (przy czym w okresie rozbicia dzielnicowego – poszczególnych księstw piastowskich) towarem eksportowym byli ludzie; Piastowie sprzedawali niewolników zarówno do Europy Zachodniej i Północnej, jak też – chyba częściej i więcej – na Bliski i Środkowy Wschód – tak, mieli...

Wielki bój nauczycieli

Związek Nauczycielstwa Polskiego zapowiedział wielki, ogólnopolski strajk w interesie nauczycieli oraz pracowników szkół niebędących nauczycielami – obie grupy żądają znaczących podwyżek wynagrodzeń, znacznie większych niż te, które oferuje im Ministerstwo Ciemnoty… eee… znaczy, Edukacji. Protest ów ma na się rozpocząć już wkrótce i objąć szkoły w całej Polsce, i to w okresie egzaminacyjnym. Trwał będzie do odwołania, czyli docelowo dotąd, aż politykierzy ugną się pod żądaniami walczących o swoje prawa pracowników. Póki co, rozpoczyna się referendum strajkowe. Cóż, szkołę skończyłem przed kilkunastoma laty (potem były oczywiście studia, które wspominam o wiele lepiej), z czego się bardzo cieszę, zwłaszcza, że informacje o tym, jak wyglądają placówki wątpliwej oświaty po deformie autorstwa ministry Zalewskiej (która, jak wiemy, wybiera się do Europarlamentu, a na obecnym stanowisku zastąpić ją ma Confetti od policji), napawają mnie zgrozą. Temat ów już kilka razy poruszałem, nie ...

Ślimak hermafrodyta

Dziś znów poruszymy kwestię nieuków, ignorantów i w ogóle ciemniaków obecnych w polskich kuratoriach wątpliwej „oświaty”. Bo oto w internecie znaleźć można kolejny – po chęci zwolnienia dyrektorki szkoły za to, że pozwoliła na zorganizowanie warsztatów językowych prowadzonych przez studentów z Algierii, podczas których dzieci uczyły się pisać swoje imiona po arabsku – przykład idiotycznego zachowania kuratorów, dla odmiany z Olsztyna. Już bowiem od ponad roku jedna z tamtejszych szkół użera się z kuratoryjnymi kontrolami, zaburzającymi pracę placówki. Wszystko zaczęło się, odkąd w bibliotece tejże szkoły pojawiła się, podarowana przez rodziców jednego z uczniów, książka – konkretnie, bajka dla dzieci – pod tytułem Kim jest ślimak Sam? , autorstwa Marii M. Pawłowskiej i Jakuba Szamałka. Jej bohaterem jest ślimak, który odkrywa, iż nie jest ani chłopcem, ani dziewczynką (czyli jest hermafrodytą), w związku z czym nie potrafi odnaleźć się wśród rówieśników. Obok niego na kartach tej...

Dzień Przytulania Bibliotekarza

Nadszedł nam oto 1 marca, a wraz z nim święto, i to wesołe, radosne, przyjemne. Nie, nie będę dzisiaj pisał o państwowym „święcie” morderców, gwałcicieli, bandytów i zdrajców z reakcyjnego podziemia działającego w Polsce po zakończeniu II wojny światowej – są już w mackach Cthulhu, i niech tam pozostaną! Dzisiejszy dzień jest, a raczej może być, znacznie fajniejszy i bardziej zabawny, mamy bowiem Dzień Przytulania Bibliotekarza. Toteż, jeśli odwiedzicie dziś bibliotekę, okażcie pracującym tam osobom trochę serca i dobroci – oni też są przecież ludźmi pracy, a ich wysiłek przekłada się na rozwój kulturowy społeczności lokalnej, co piszę bez kpiny, szyderstwa ani lizusostwa. Mam szczęście mieszkać w gminie, gdzie zarówno ośrodek kultury, jak i biblioteka (zwłaszcza, odkąd jest nowe kierownictwo tej ostatniej) działają naprawdę prężnie, i to pomimo tego, że – jak to w małej gminie, budżet tych instytucji na kolana ponoć nie powala; z drugiej strony, dobrze, że władze tejże ...

Nacisk dobry i zły

W kapitalizmie generalnie NIE MA etycznej konsumpcji; za wszystkimi bowiem dobrami i usługami, które nabywamy, stoi wyzysk, czy to w procesie produkcji, czy to w procesie dystrybucji. W przypadku niektórych branż dochodzi jeszcze do tego cierpienie zwierząt lub destrukcja przyrody. Niemniej jednak, świadomość społeczna rośnie, a nacisk społeczeństwa na kapitał – również dzięki rozwojowi środków komunikacji – się wzmaga (nacisk na polityków zresztą też; wielu więźniów politycznych uwolniono, i to w państwach, gdzie o demokracji nie ma mowy, pod wpływem zorganizowanych akcji internautów; za pośrednictwem internetu organizowano też gromadzące setki tysięcy osób akcje protestacyjne, niektóre skuteczne). Jest to oczywiście zjawisko jak najbardziej pozytywne. Pod wpływem opinii społecznej coraz więcej firm, np. sieci handlowych, wycofuje ze swojej oferty futra, żywe karpie, kosmetyki czy leki testowane na zwierzętach, itd.; inne pod wpływem społecznego nacisku nieco luzują swoim praco...

Imiona po arabsku

Pani dyrektorka szkoły podstawowej w Dobczycach (Województwo Małopolskie) ma problem, i to poważny. Może nawet wylecieć z roboty. A wszystko dlatego, że jest człowiekiem cywilizowanym i chce dobrze dla uczęszczających do owej placówki dzieci. Ale po kolei. Rzeczona szkoła współpracowała z międzynarodową organizacją studentów AIESEC. Kooperacja polegała na organizowaniu warsztatów dla dzieci, prowadzonych przez wolontariuszy, czyli studentów zagranicznych; organizacja sprawdza przedtem ich kwalifikacje. W ramach tychże działań dobczycka podstawówka gościła już studentów chociażby z Chin oraz Indii. W Krakowie współdziałanie AIESEC z placówkami edukacyjnymi układa się korzystnie od czterdziestu lat. Rzecz jest naprawdę godna uznania, pomaga bowiem ludziom poznać inne państwa, kultury i języki. W Dobczycach też było fajnie, dopokąd szkoła nie zaprosiła dwóch studentów-wolontariuszy z Algierii. Mieli oni prowadzić warsztaty – pod kierunkiem zatrudnionego w szkole nauczyciela – na...