Lewica i mieszkania

W miniony weekend odbyła się konwencja programowa sejmowej Lewicy, tym razem dotycząca mieszkalnictwa.

Czyli sektora, jaki kolejne rządy kapitalistycznej III RP niemal całkowicie sobie odpuściły, pozostawiając go samorządom gminnym oraz tzw. „wolnemu rynkowi”, zatem de facto deweloperom. Spowodowało to, że mamy jedne z najciaśniejszych, a zarazem najbardziej przeludnionych mieszkań w Europie, młode pokolenia mieszkają z rodzicami, bo na swoje lokale – kupione lub wynajęte – ich nie stać, banksterzy żerują na (coraz trudniej dostępnych, z powodu chociażby plagi umów śmieciowych i niskich dochodów) kredytach hipotecznych, ceny nieruchomości sięgają iście gigantycznych pułapów, a wiele nowo wybudowanych mieszkań stoi pustych, bo nie ma kto ich nabyć. O spekulantach zarabiających na handlowaniu lokalami na wysoce przeceniony wynajem już nie wspomnę.

Państwowe programy mieszkaniowe, owszem, były, ale szczątkowe; praktycznie nie rozwiązały wskazanych wyżej kwestii społecznych, za to nabijały kiesę deweloperom oraz bankom.

Lewica chce to zmienić, a przynajmniej tak deklaruje. Swój program mieszkaniowy przedstawiła pod hasłem Mieszkanie prawem, nie towarem; trudno odmówić mu słuszności. A co konkretnie proponuje w tym zakresie formacja na czele z panami Czarzastym Włodzimierzem, Biedroniem Robertem i Zandbergiem Adrianem?

Główne postulaty Lewicy, jeśli idzie o mieszkaniówkę, są następujące:

1) budowa 300 tys. mieszkań na relatywnie niedrogi wynajem w latach 2025-29;

2) powołanie Państwowej Agencji Mieszkaniowej;

3) przywrócenie ulgi remontowej;

4) koniec z chaosem przestrzennym.

Już na pierwszy rzut oka widać, iż Lewica chce, by polityką mieszkaniową, a ściślej rzecz ujmując, określaniem jej strategii i ogólnego kształtu, jak też koordynacją zajmowało się państwo. Bardzo dobrze, tak właśnie powinno być. Tak jest we wszystkich krajach wysokorozwiniętych: zachodnioeuropejskich, skandynawskich, USA, Kanadzie, dalekowschodnich, itd.; Polska pozostaje jednym z nielicznych przykładów państwa, jakie mieszkaniówkę sobie praktycznie odpuściło.

Z tego punktu widzenia pomysł powołania Państwowej Agencji Mieszkaniowej wydaje się trafny; jak ona będzie funkcjonowała w praktyce, okaże się, kiedy, a raczej – jeśli powstanie.

Co do budowy, w ramach Narodowego Programu Mieszkaniowego, 300 tys. lokali mieszkalnych na (w założeniu niedrogi) wynajem przez pięć lat, to tutaj Lewica pogodzić musiała oczekiwania społeczne z warunkami, czyli pójść na pewien kompromis sprowadzający się do ogłoszenia postulatu opartego na realizmie budżetowym. Pod tym względem rzeczone ugrupowanie chyba utrafiło, bo przedstawiło źródła finansowania swojego zamysłu. Jego realizacja ma mianowicie kosztować 20 mld zł (w skali budżetu państwa nie jest to duży wydatek; więcej kasy idzie na Kościół katolicki), z czego 3 mld pochodzić miałyby z funduszy europejskich (co miałoby tę zaletę, iż należałoby przywrócić w Polsce praworządność, by forsę ową pozyskać). Główną rolę odegrać miałby Bank Gospodarstwa Krajowego, którego zadaniem byłoby emitowanie obligacji mieszkaniowych i kredytowanie w ten sposób samorządów budujących owe lokale.

Na papierze wygląda to dobrze, ale czy dałoby radę wypalić w praktyce, przekonamy się tylko, jeżeli Lewica dojdzie do władzy.

Istotne, że tenże element lewicowego programu, jeśliby został zrealizowany, znacząco ułatwiłby życie w szczególności młodym ludziom (samotnym i rodzinom), gdyż prościej by im było z samodzielnym startem i poszukiwaniem pracy.

Na plus zaliczam przywrócenie ulgi remontowej. Rozwiązanie takie powinno funkcjonować; wielu obywatelom pomogłoby w odnowieniu swoich czterech ścian.

No i faktycznie skończyć należy z chaosem przestrzennym. Jest on efektem wzmiankowanego na początku notki przerzucenia polityki mieszkaniowej na samorządy gminne. Te w większości mogły zrobić tylko jedno – powierzyć budowlane zadanie deweloperom, co w praktyce sprowadziło się do pozwolenia im, by działali na żywioł, bez planów zagospodarowania. Poskutkowało to – zwłaszcza w dużych miastach – zeszpeceniem osiedli, ciasnotą (blok stoi przy bloku tak blisko, że przejść między nimi trudno, a w mieszkaniach, z powodu mizernego nasłonecznienia, nawet w słoneczny letni dzień jest ciemno), likwidacją korytarzy powietrznych (ta sama przyczyna, co wyżej) i większym poziomem zanieczyszczenia, betonozą oraz innymi nieprzyjemnymi rzeczami. Władza państwowa musi wreszcie wziąć się do roboty i uregulować tę kwestię.

Ogólnie rzecz biorąc, mieszkaniowy program Lewicy oceniam pozytywnie. Zawiera dobre, prospołeczne postulaty. Jasne, ich wdrożenie nie rozwiązałoby wszystkich, jakże licznych problemów Polek i Polaków z dostępem do lokum… ale wiele z nich owszem. Zwłaszcza mieszkania na w miarę niedrogi wynajem są bardzo potrzebne, szczególnie młodej generacji.

W każdym razie, pamiętać trzeba, że do pokonania PiS-u w wyborach potrzebny jest dobry program z zakresu polityki społecznej. A mieszkalnictwo pozostaje jednym z najważniejszych elementów tejże; zarazem jest ono kołem zamachowym gospodarki. Lewica o tym pamięta, a co z resztą opozycji?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor