Lista postępu i wolności

Moim skromnym zdaniem na tle wszystkich komitetów wyborczych najlepiej wypadają listy Lewicy. Powodów ku temu jest kilka.

Główny to oczywiście ich skład osobowy. Znajdziemy bowiem z jednej strony doświadczonych politycznych wyjadaczy (takich jak Włodzimierz Czarzasty), z drugiej młodych, lecz już doświadczonych i pełnych energii (Adrian Zandberg, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Magdalena Biejat i wiele innych osób), z trzeciej – ludzi rozkręcających karierę w polityce, przynależących jeszcze formalnie do młodzieżówek (takich osób jest wiele, o czym nieco szerzej napiszę dalej), z czwartej – wybitych działaczy społecznych (Piotr Ikonowicz, ludzie z NGOs) i demokratycznych (Jana Shostak), z piątej – twórców i artystów… Mówiąc krótko, są przedstawiciele i przedstawicielki licznych grup oraz środowisk. Nie ma jednolitości, jest wielość, różnorodność. Bardzo dobrze!

Kolejną zaletą list Lewicy jest przestrzeganie parytetu płci; przy czym miejsca poszczególnych kandydatek zależą od okręgu wyborczego – w jednych jest lepiej, w innych nieco gorzej.

Wśród osób kandydackich rzeczonej formacji są samorządowcy, nie ma za to ani jednego homofoba, w sensie – radnego, który głosowałby za określeniem swojej gminy „strefą wolną od LGBT”. Komitet Lewicy jest jedynym wolnym od homofobii, warto zaznaczyć. I, najprawdopodobniej, wolnym od dziaderstwa, czyli postawy pełnej wstecznictwa, zacofania oraz pogardy wobec ludzi młodych, zwłaszcza kobiet.

Ano, i w tym miejscu dochodzimy do tego, co mnie osobiście w omawianej sprawie najbardziej przypadła do gustu. Otóż, Lewica szeroko otworzyła drzwi na swoje listy osobom z partyjnych młodzieżówek, a także z organizacji pozarządowych – innymi słowy, ludziom młodym (właśnie do jej komitetu przynależy najmłodszy obecnie w Polsce kandydat do parlamentu). Ci z zaproszenia chętnie skorzystali, bowiem startuje ich naprawdę sporo, zarówno chłopaków, jak też (co ogromnie cieszy) dziewcząt. Inteligentnych, postępowych, o świeżym spojrzeniu na Polskę, Europę tudzież świat, rozumiejących zachodzące wokół procesy i związane z nimi szanse oraz zagrożenia. Poziom tegoż zrozumienia u młodej generacji jest o wiele wyższy niż wśród wielu ludzi w średnim lub starszym wieku, a to z tej przyczyny, iż właśnie pokolenie obecnych około dwudziestolatków mocno odczuwa patologie zgotowane przez generacje wcześniejsze. Dlatego bardzo się cieszę, iż wielu tych ludzi jest na listach Lewicy.

Oczywiście, wystawianie młodych osób kandydackich jest próbą (oby okazała się udana!) uderzenia w hitlerowską Konfederację, która też udaje, iż ma propozycję dla ludzi, co dopiero niedawno weszli w dorosłość… i łże, że propozycje te są inne niż druty obozu koncentracyjnego.

Bardzo dobrze, Lewica powinna kierować swój przekaz do młodej generacji, w coraz większym stopniu zmagającej się z patologiami nieludzkiego systemu kapitalistycznego. A nie uda się to bez wywodzących się z niej osób kandydackich.

Jasne, nie łudzę się – większość spośród nich do Sejmu się nie dostanie. Niemniej, świetnie, że kandydują, zdobywając polityczne doświadczenie oraz, co jeszcze istotniejsze, szerząc trafny punkt widzenia, ideę wolności oraz postępu.

Generalnie, pozostałe listy – tzw. „opozycyjne”, gdyż PiS-owskich, konfederackich ani innych skrajnie prawicowych nie uwzględniam w tych rozważaniach – przy lewicowej wypadają raczej blado. Co bowiem z tego, że z PO/KO kandyduje wielu fajnych ludzi, skoro skutecznie przesłaniają ich uwstecznieni, betonowi dziadersi, a nawet jawni neonaziści (hitlerowiec o nazwie Roman Giertych, żeby daleko nie szukać), czy spady z PiS-u, zaś taka na przykład Jana Shostak z list KO wypadła za swoje „zbyt postępowe” poglądy oraz humanitaryzm…

Listy wyborcze Lewicy są jednym z powodów, dla którego oddam swój głos na to właśnie ugrupowanie. Na kandydatkę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor