Pomysły pana oderwanego

Co się dzieje, kiedy prawicowiec postsolidarnościowy, który za czasów swoich rządów olewał kwestie społeczne i ciął niczym brzytwa szczątkowe świadczenia socjalne, postanawia, dążąc do odzyskania władzy, uderzyć w ugrupowanie nie-rządzące (Bezprawie i Niesprawiedliwość), a zwłaszcza w realnie opozycyjną konkurencję (w postaci, rzecz jasna, Lewicy)? Ano, sypie pomysłami, które trudno uznać za szczęśliwe.

Tak oto Donald Tusk – bo o niego chodzi, jak się z pewnością domyśliliście – jeździ od pewnego czasu po Polsce, spotykając się z wyborcami. Nic w tym dziwnego ani złego. Gorzej wypada to, co mówi. Niedawno w Grudziądzu powtórzył niemający pokrycia w rzeczywistości mit, jakoby „socjal zniechęcał do pracy”, po czym zaczął sypać obietnicami… o charakterze jak najbardziej socjalnym. Posługuje się przy tym hasłami ukradzionymi Lewicy (jak wiemy, to ją pan Tusk uważa za głównego wroga, którego chciałby wyeliminować ze sceny politycznej lub doprowadzić do wchłonięcia przez PO). A to postuluje skrócenie czasu pracy (dobry pomył, tylko jego obietnica, przedstawiona w wymiarze dniowym, może zawierać w sobie pułapkę, w odróżnieniu od tego, co proponuje Razem – w wymiarze godzinowym), a to chce rozwiązywać problemy mieszkaniowe młodych ludzi, dopłacając z naszych pieniędzy banksterom udzielającym kredytom hipotecznym (to z kolei rozwiązanie złe i szkodliwe, o czym parokrotnie pisałem). Ostatnio zaś wyskoczył z „babciowym”.

Miałoby to być nowe świadczenie pieniężne (tak, tak!), w wysokości 1500 zł miesięcznie dla każdej kobiety, która po urlopie macierzyńskim albo w jego trakcie chciałaby wrócić do pracy. Dzieląc się tym swoim pomysłem, pan Tusk argumentował, iż młode mamy muszą zostawać w domu z dziećmi, gdyż nie mają pieniędzy na żłobki, a tak będą mogły zyskać środki na posłanie pociech do tej akurat placówki lub powierzyć je opiece babć (stąd określenie „babciowe”).

Na pierwszy rzut oka mogłoby się to wydawać sensowe, niepubliczne bowiem żłobki, jak również przedszkola, są bardzo drogie i faktycznie wielu rodzin nie stać na skorzystanie z ich usług. To jednakowoż niejedyny problem, wcale zresztą nie najważniejszy. Pozostałych zaś „babciowe” (nawet, gdyby jakimś cudem w razie zwycięstwa PO w wyborach nie zostało przez nią zapomniane) nie rozwiąże, a wręcz może je utrwalić.

Oto żłobków w wielu miejscowościach nie ma; odeszły w mroki przeszłości wraz ze świetlaną epoką Polski Ludowej. Tam natomiast, gdzie JESZCZE się one ostały, brakuje miejsc (mimo niskiego przyrostu naturalnego tudzież wspomnianych wysokich opłat). Tak, pod względem wolnych miejsc w żłobkach (k)raj nad Wisłą sytuuje się na szarym końcu w Unii Europejskiej (nic dziwnego, skoro prawica postsolidarnościowa, niezależnie od partyjnego loga, polityki prorodzinnej praktycznie nie prowadzi). „Babciowe” na tę kwestię odpowiedzi nie stanowi; to tak, jak gdyby wetknąć łyżeczkę gipsu w wielką dziurę na środku drogi. O inwestycji w żłobki i przedszkola lider PO jakoś nie wspomina. Cóż, widocznie pozostawia ich rozwój tzw. rynkowi, chociaż ten przez trzydzieści lat problemów na tym polu nie rozwiązał.

Dalej, politycy Lewicy, zwłaszcza Magdalena Biejat i Robert Biedroń, słusznie zwracają uwagę, iż Tuskowy ów postulat przyczynia się do utrwalenia patriarchatu, a konkretnie stereotypowej funkcji kobiety (matki i babki) zredukowanej do opieki na dziećmi. Nic dziwnego, skoro autorem jest klerykalny prawicowiec, do tego mentalnie o kilkaset lat zacofany. W dodatku, ów klerykalny prawicowiec chyba nie rozkminił, co będzie, gdy babcia mieszka w odległości kilkudziesięciu lub kilkuset kilometrów od córki/syna i wnuków, a dojechać z różnych powodów nie może.

Pan Tusk i jego partia nie mówią też nic o innej nader poważnej kwestii, jaką jest dyskryminacja matek (i kobiet w ogóle) na rynku pracy. Blisko jedna piąta przedstawicielek płci żeńskiej traci pracę lub ma obniżone zarobki za to właśnie, że ma dziecko(ci). Ot, jedna z licznych patologii polskiego dzikiego kapitalizmu. Dodawanie paniom po 1500 zł miesięcznie sytuacji tej nie zmieni; przeciwnie, może skłaniać co bardziej pazernych kapitalistów do dalszych obniżeń wynagrodzeń, a nawet zwolnień. Czyżby o to chodziło politykom Platformy Obywatelskiej…?

Jak zatem widzimy, realnej, pozytywnej odpowiedzi na problemy polskich rodzin, zwłaszcza tych z dziećmi bądź chcących je mieć, „babciowe” nie stanowi. Nie taki zresztą był cel tejże propozycji; ma ona za zadanie oszukać wyborców, by podkraść ich Lewicy oraz, jeśli się uda, PiS-owi.

Wiarygodność jest zerowa. Nie zapominajmy, iż podczas swoich rządów, koalicja PO-PSL cięła równo świadczenia społeczne, pogarszając kondycję bytową mniej zamożnych osób obywatelskich. Teraz partii pana Tuska wcale się nie odwidziało; po ewentualnym powrocie do władzy, na nowo zacznie ona uskuteczniać antyspołeczną politykę. Żeby jednak wygrać wybory, strzela na prawo i lewo załganymi obietnicami.

Przy czym „babciowe” dowodzi, iż Donald Tusk się nie zmienił. Nadal jest politykiem całkowicie oderwanym od warunków życia w kapitalistycznej Polsce. I dlatego nie jest w stanie przedstawić sensownego programu, który nie byłby oszustwem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor