Światowy Dzień Sprawiedliwości Społecznej

Mamy dziś 20 lutego. Pewnie niewiele osób wie, iż jest to Światowy Dzień Sprawiedliwości Społecznej (World Day of Social Justice), ogłoszony przez Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych. Decyzję w tym zakresie podjęto 26 listopada 2007 r., na sześćdziesiątej drugiej sesji Zgromadzenia, pierwsze zaś obchody odbyły się w roku 2009. Ideą tego dnia jest promowanie wysiłków ze strony rządów, organizacji, poszczególnych osób, itd. na rzecz zmniejszenia ubóstwa, bezrobocia oraz wykluczenia społecznego. Czyli największych plag nieludzkiego systemu kapitalistycznego, występujących na całym bez mała świecie, gdyż trudno znaleźć zamieszkały przez ludzi zakątek globu, gdzie kapitalizm w takiej czy innej formie by się nie rozplenił na podobieństwo dżumy i trądu.
Oczywiście, sformułowania „sprawiedliwość społeczna” jest bardzo ogólne, a przez to wieloznaczne. W każdym też systemie ekonomicznym czy politycznym może być rozumiane inaczej. Różnie definiują je poszczególne ideologie. Przykładowo, wedle komunistów i socjalistów naczelną zasadą sprawiedliwości społecznej jest: „Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb”. Innymi słowy, każdy człowiek powinien mieć pracę zgodną z jego/jej umiejętnościami, talentami, kwalifikacjami, itd., wynagrodzenie za którą wystarczać musi na zaspokojenie potrzeb życiowych (te zaś stale rosną, dzięki czemu gospodarka może się rozwijać). Jeżeli zaś dana osoba z takich czy innych przyczyn (np. zdrowotnych) nie może podjąć pracy, to rolą państwa jest pomóc jej w zaspokojeniu potrzeb.
Z kolei prawicowi neoliberałowie, w USA zwani neokonserwatystami, za sprawiedliwe społecznie uważają, jeśli kapitalista (rzecz jasna, zwolniony z podatków) pasie się na pracy robotników, za którą płaci im wedle swojego uznania (jeśli nie zechce, to wynagrodzenia nie wypłaca). Według tej ideologii, człowiek bogaty jest „zaradny” i „pracowity”, natomiast ludzie biedni są tacy z powodu swojego „lenistwa” i „niezaradności”, toteż pomaganie im jest generalnie „niesprawiedliwe” ze społecznego punktu widzenia. Cóż, na pewno pracownik, który zasuwa po dwanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu za pięć złotych brutto na godzinę, jest „leniwy” i właśnie z powodu tejże ułomności się nie wzbogacił. Poważnie, są na świecie zaślepieni idioci, którzy tak uważają!
Mnie, jak się domyślacie (lub wiecie, jeżeli czytaliście moje poprzednie blogi) zdecydowanie najbliższe jest podejście lewicowe: „Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb”. Ktoś pewnie powie, iż jest to założenie utopijne. Cóż, właśnie od utopii zaczynały się wszystkie pozytywne przemiany społeczne, utopijne bowiem założenia filozoficzne i polityczne to ideały, do których ludzkość powinna dążyć. Nawet, jeśli ich PEŁNA realizacja faktycznie okaże się niemożliwa, to jednak ta częściowa już przyniesie skutki dobre dla całego świata lub przynajmniej danej społeczności.
Zgadzam się również z ONZ-owską definicją sprawiedliwości społecznej, czyli dążeniem do redukcji skali biedy, bezrobocia i wykluczenia społecznego. Z pewnością to, że miliony, a może i miliardy ludzi żyją w skrajnej nędzy, oznaczającej postępującą degradację biologiczną ich organizmów, natomiast jeszcze więcej osób o taką nędzę się ociera, podczas gdy niecały jeden procent ludzkości posiada więcej niż pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć, absolutnie NIE JEST sprawiedliwy. Oznacza bowiem, ni mniej, ni więcej, że garstka posiadaczy pasożytuje na ciężkiej pracy rzesz. Z pewnością nie jest też sprawiedliwe, iż dziennie kilkadziesiąt osób umiera z głodu, a jednocześnie garstka pławi się w niewyobrażanych luksusach. Nie jest sprawiedliwe, że człowiek, który urodził się w małej miejscowości bądź w slumsach, ma trudności ze zdobyciem wykształcenia, a zatem odbiera się mu w przyszłości szansę na dobrą pracę i godne życie (wykluczenie wynikające z dyskryminacji przestrzennej – ogromny problem we… Francji!), gdy tymczasem dzieciak z bogatej dzielnicy dużego miasta, choćby był skończonym idiotą, ma przed sobą otwarte absolutnie wszystkie ścieżki kariery. Nie mają nic wspólnego ze sprawiedliwością społeczną różne formy dyskryminacji: narodowościowe, rasowe, płciowe, religijne, przestrzenne, itd. Cóż jest sprawiedliwego w tym, że kobieta zarabia mniej niż mężczyzna na analogicznym stanowisku? Albo że modlący się pięć razy dziennie i niejedzący wieprzowiny człowiek o ciemnej karnacji jakoś nie awansuje w swojej firmie, choć ma wyższe kwalifikacje niż jego biali koledzy, którzy wieprzowinę wcinają, aż miło?
Sprawiedliwość społeczna jest ideałem, o urzeczywistnienie którego ludzkość musi walczyć. Stale i bez przerwy, walka klas nie ustaje bowiem nigdy. Interesy klas posiadających są przecież sprzeczne z interesami klas pracujących, nie da się ich ze sobą pogodzić, tak jak nie da się pogodzić zdrowia ludzkiego organizmu z odżywianiem się tasiemca. Kiedy klasy posiadające mają zbyt dużo bogactwa i przywilejów, natomiast klasy pracujące mimo swych wysiłków klepią biedę, nie ma mowy o sprawiedliwości społecznej… a właśnie taki chory układ jest dla kapitalizmu czymś naturalnym. Warto o tym pamiętać 20 lutego każdego roku!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor