Czytający Afgańczyk

Podobno jedynie dwóch na pięciu Afgańczyków (czyli czterdzieści procent tamtejszego społeczeństwa) potrafi czytać. Zatem poziom analfabetyzmu w Afganistanie wydaje się, przynajmniej w zestawieniu z Europą, porażający. Ci jednak Afgańczycy, którzy umiejętność przyswajania słowa pisanego posiedli, czytają na potęgę; rynek książki w Afganistanie jest jednym z najlepiej rozwijających się… w skali światowej. Dobrze wróży to temu górskiemu państwu na przyszłość. Czytanie rozwija wyobraźnię, powoduje przyrost inteligencji, zwiększa zasób wiedzy, dzięki niemu wyrabia się umiejętność samodzielnego, krytycznego, nieszablonowego myślenia. Tak oto powstaje mądre, dobrze zorganizowane, a z czasem także zamożne (vide Skandynawia, gdzie odsetek osób czytających jest bardzo wysoki nawet w skali europejskiej, i bynajmniej nie wynika to z tego, że Skandynawowie są bogaci; przeciwnie, są bogaci, bo dużo czytają) społeczeństwo, które potrafi wygenerować sprawnie funkcjonujące państwo. To zatem, że coraz więcej Afgańczyków sięga po książki, zaprocentuje w przyszłości.
A w Polsce? Niby analfabetyzm u nas zlikwidowano (oczywiście w okresie znienawidzonego przez prawicę PRL-u). Niby działają szkoły, niby są biblioteki (choć wiele zlikwidowano po 1989 roku) i księgarnie, niby wychodzą atrakcyjne cenowo kolekcje książek, jakie kupić można w kioskach (swego czasu była nawet Biblia w odcinkach!). I co? Ponad sześćdziesiąt procent Polaków NIE CZYTA wcale – i to nie tylko książek, ale również np. prasy. Owszem, liczba czytających w nadmiarze w znacznej mierze równoważy liczbę nieczytających w ogóle… ale i tak procentowo sytuacja w (k)raju nad Wisłą przedstawia się podobnie do tej na stokach Hindukuszu. Tyle, że tam analfabetyzm wciąż obejmuje ponad połowę społeczeństwa, w Polsce natomiast niby jest zlikwidowany. Afgańczycy, czytając coraz więcej, dokonują postępu cywilizacyjnego, Polacy, rezygnując z kontaktu ze słowem pisanym, pogrążają się w ciemnocie i barbarzyństwie – wcale tu nie przesadzam!
Brak kontaktu ze słowem pisanym zabija bowiem wyobraźnię, powoduje też niezwiększanie się zasobu wiedzy/informacji (a skoro ich zasób w skali światowej rośnie nader szybko, to niezwiększanie go w skali jednostkowej prowadzić do REGRESU intelektualnego), przy tym hamuje rozwój umiejętności samodzielnego, krytycznego myślenia. Człowiek, który nie czyta regularnie i najlepiej dużo, nie potrafi zastanowić się nad tym, co dzieje się dookoła niego, nie umie zanalizować zachodzących wokół wydarzeń, zinterpretować faktów. Staje się bezmyślną jednostką wykazującą najprostsze jeno impulsy, kierowaną podstawowymi instynktami. Kimś takim łatwo jest sterować, kogoś takiego nader prosto jest zmanipulować (np. wmówić, że człowieczek karykaturalnie prezentujący się na podwyższeniu i opowiadający straszliwe bzdury, jest zbawcą Polski), wtłoczyć mu w łeb największe nawet bzdury (np. to, że półniewolnicza harówa po kilkanaście godzin na dobę za kilka złotych na umowie śmieciowej jest wspaniała i leży w jego interesie). Społeczeństwo składające się z ludzi nieoczytanych jest więc nie tylko głupie, ale też biedne i podatne na wyzysk. Nigdy się ono nie rozwinie gospodarczo, nigdy się nie wzbogaci.
Dalej, nieczytający wyborcy nie rozumieją polityki i jej prawideł, nie umieją też określić własnego interesu politycznego, a zdolność analizy programu wyborczego danej partii czy kandydata leży całkiem poza ich zasięgiem. Takim zatem wyborcom można wcisnąć każde łgarstwo, największy kit, byle tylko w miarę atrakcyjnie opakowany. Nie dziwmy się więc, że rządzą nami takie kreatury, jakie zasiadają w Sejmie, Senacie, Radzie Ministrów…
O zapaści polskiego czytelnictwa pisałem na poprzednich blogach już kilkakrotnie. I znów wypada mi podkreślić, że główną winę w tym zakresie ponosi szkoła, a ściślej rzecz ujmując, system szkolnictwa. Podający dzieciom i młodzieży nieciekawe z ich punktu widzenia, często też trudne jak na ich wiek lektury, niekiedy pokawałkowane, nadto zmuszający do interpretowania ich pod z góry narzucony klucz (co z kolei zabija umiejętność samodzielnej interpretacji tekstu, czyli czytania ze zrozumieniem). Uczniowie mają zbyt mały wpływ na kanon lektur (niby mogą wybrać jedną, którą chcą omówić… ale na to brakuje czasu, gdyż program nauczania jest przeładowany), a te książki, jakie każe im się czytać, omawiane są na lekcjach w stylu „Słowacki wielkim poetą był” (czego oczywiście nie kwestionuję).
Owszem, mówi się, iż nawyk czytania należy wynieść z domu, i generalnie jest to prawda. Tyle, że przeglądając poświęcone książkom i czytelnictwu fora internetowe, znajduję komentarze jednoznacznie wskazujące, iż dzieci, które lubiły czytać, w trakcie „edukacji” szkolnej zatracały to zamiłowanie.
Może najgorszą wadą polskiej szkoły jest to, że dzieci wynoszą z niej przekonanie, iż czytanie jest przykrym obowiązkiem, nie zaś rozrywką?
Źle, oj, źle wróży to polskiemu społeczeństwu. Nieoczytane, głupie, podatne na manipulację, pogrąży się w biedzie i regresie cywilizacyjnym, podczas gdy cywilizacyjny progres następował będzie w takim Afganistanie, nader dziś pod tym względem zapóźnionym. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za jakieś czterdzieści-pięćdziesiąt lat górzysta kraina w Azji Środkowej stała się jednym z głównych celów polskiej emigracji zarobkowej… Bo Afgańczycy czytają coraz więcej, a Polacy coraz mniej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor