Kiedy nas zakują

Nie jestem fanem pana Władysława Frasyniuka. Owszem, szanuję go, w kwestii obrony praworządności i demokracji w Polsce trudno mi się z nim nie zgodzić. Ale na barykady raczej bym za nim nie poszedł, z powodów, które teraz zachowam dla siebie.
Cokolwiek jednak bym o nim sądził, choćbym miał na jego temat jak najgorsze zdanie (a takiego, zaznaczam, nie mam), ABSOLUTNIE NIE MOGĘ zaaprobować tego, że policja na PiS-owskie polecenie wbiła mu się do domu o szóstej rano (niechrześcijańska i niehumanitarna godzina), zakuła go w kajdanki, i to jeszcze skuwając mu ręce na plecach (choć, wbrew temu, co twierdził policjant, nie ma przepisów, które by to nakazywały!), po czym wyprowadziła go niczym bandytę, do tego filmując to wszystko.
Stało się tak dlatego, że kilka miesięcy temu, podczas seansu PiS-owskiego tańca na grobach (czyli tzw. „miesięcznicy smoleńskiej”… a może miesiączki?), Władysław Frasyniuk wraz z członkami stowarzyszenia Obywatele RP protestował przeciwko łamaniu praworządności i zasad demokracji. Chodziło konkretnie o ustawę o zgromadzeniach publicznych, która ograniczyła wolność tychże zgromadzeń w stopniu absolutnie niedopuszczalnym w demokratycznym państwie prawa, jakim podobno jest Polska; ów akt prawny to w istocie zalegalizowane bezprawie, jak zresztą wiele innych ustaw tudzież rozporządzeń produkowanych przez Bezprawie i Niesprawiedliwość. Protest pana Frasyniuka i Obywateli RP – podkreślam, celowy i uzasadniony – był jak najbardziej pokojowy. Kiedy jednak zjawiła się policja, by go zgodnie z przepisami antydemokratycznej ustawy spacyfikować, Władysław Frasyniuk usiadł na chodniku. W związku z czym został przez mundurowych wyniesiony poza teren zajęty pod miesiączkę… znaczy, miesięcznicę. Było to jawne złamanie praw obywatelskich, w tym prawa do pokojowego zbiorowego manifestowania swoich poglądów, a do tego hańba dla polskiego aparatu represji i nadzoru – bo wynoszenie za ręce i nogi zachowującego się spokojnie obywatela (bez względu na to, czy nazywa się on Frasyniuk Władysław czy jakkolwiek inaczej) jest hańbą, i niczym więcej. Na tym jednakże się nie skończyło, gdyż naszemu bohaterowi postawiono fałszywe, i również haniebne, zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej policjanta; cóż, kiedy mundurowi chwytali go za kończyny, spróbował się im wyszarpnąć, co jest w końcu naturalną ludzką reakcją.
Później dostawał pan Frasyniuk wezwania, by stawiać się na prokuraturę na przesłuchania w związku z tymiż zarzutami. Nie stawiał się, argumentując, że z organami władzy niedemokratycznej, łamiącej prawo, nie współpracuje się, lecz walczy. No to kilka dni temu o szóstej rano…
Rzecz jasna, to zatrzymanie pana Władysława Frasyniuka miało jeden cel: zastraszenie. Zastraszenie nie tyle samego Frasyniuka, ile nas wszystkich. Jarosław Kaczyński ze Zbigniewem Zerem… znaczy, Ziobrą oraz Joachimem Brudzińskim chcieli pokazać nam, obywatelom, że jeśli będziemy się w jakikolwiek sposób buntować przeciwko dyktaturze Bezprawia i Niesprawiedliwości, to smutni faceci przyjdą do nas świtem bladym (a może nawet o jeszcze wcześniejszej porze), zakują nam ręce za plecami i wyprowadzą z domu jak bandytów, wszystko do ponadto filmując. Bo skoro mogą tak uczynić z obywatelem nazwiskiem Frasyniuk, to mogą też z każdym innym.
Zastraszanie wyszło wszelako raczej karykaturalnie niż przerażająco. Pan Władysław Frasyniuk przewieziony został do najbliższej prokuratury, gdzie przybyły z Warszawy prokurator zapytał go, czy rzeczywiście podczas demonstracji naruszył nietykalność cielesną policjanta… po czym aresztowany obywatel został wypuszczony. Oczywiście, poskutkowało to serią w pełni zasłużonych, nader negatywnych komentarzy w normalnych mediach (do których NIE zaliczam ani szczujni, czyli TVP, ani innych prawackich środków masowego przekazu), film z aresztowania wywołał ogromny niesmak (przyznam, że oglądając go, nie wiedziałem, czy śmiać się, czy iść do toalety i zwrócić niestrawione resztki ostatniego posiłku), a wiele wskazuje na to, że cała sprawa z – było nie było, legendą opozycji demokratycznej – wyjdzie poza Polskę, jeszcze bardziej szargając totalnie zszargany przez PiS-owską dyktaturę wizerunek naszego państwa. Pewnie skończy się na tym, że (o ile, rzecz jasna, kacza władza wreszcie z hukiem upadnie) za kilka-kilkanaście lat panu Frasyniukowi z naszych (bo przecież nie politykierów z Bezprawia i Niesprawiedliwości) pieniędzy wypłacane będą ogromne odszkodowania.
Z drugiej strony, jeżeli jak najszybciej my, obywatele, nie odsuniemy PiS-u od władzy, oczywiście głosując w nadchodzących wyborach, to każdy z nas może zostać zakuty w kajdanki i wywleczony ze swego domu. Odbędzie się to znacznie brutalniej niż w przypadku pana Frasyniuka, ponieważ należy założyć, iż oprawcy z PiS-owskiego aparatu represji i nadzoru przez zakuciem i wywleczeniem rzucą nami o podłogę i spałują. A potem trafimy do obozu koncentracyjnego, gdzie czekała już na nas będzie szeroko otwarta komora gazowa…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor