Kapitalistyczna droga krzyżowa

Według wszystkich czterech biblijnych (nie wiem, jak to opisano w apokryficznych) Ewangelii, Jezus przeszedł drogę krzyżową, czyli zmuszony był dźwigać krzyż z niekreślonego miejsca w ówczesnej Jerozolimie (dzisiejsze Al-Kuds) na Golgotę (Czaszkę, Miejsce Czaszki), gdzie wykonywano publiczne egzekucje. Chrześcijańska tradycja i obrzędowość wstawiła różne rzeczy, które na tejże trasie miały się przytrafić Jezusowi, przy czym Ewangelie mówią jedynie o skazaniu przez Piłata, ukoronowaniu cierniem i pomocy udzielonej pod przymusem przez Szymona z Cyreny oraz rzecz jasna samym ukrzyżowaniu – acz szczegóły tegoż podają różne (przy czym z wielu powodów podejrzana Ewangelia Jana drogi krzyżowej wcale nie opisuje). Wszystko to bardzo ładnie i ogromnie przejmująco pokazał Mel Gibson w swoim świetnym filmie Pasja.

Jak to wyglądało w rzeczywistości, nie wiemy. Nie zlokalizowano ani miejsca, gdzie Piłat sądził Jezusa (najbardziej, moim zdaniem, prawdopodobny wariant określił izraelski profesor Shimon Gibson), ani Golgoty; przypuszcza się, że jest to nieodległe od Al-Kuds wzgórze, z daleka faktycznie przypominające ludzki czerep. Nie wiemy też, jak odbywało się samo krzyżowanie; dowodów archeologicznych jest bardzo mało, zapewne jednak inaczej, niż przedstawia to tradycja chrześcijańska. Wątpliwe, by trasa drogi krzyżowej z Al-Kuds pokrywała się z rzeczywistością, zresztą wcale nie da się wykluczyć, iż rację miał Michaił Bułhakow, pisząc w Mistrzu i Małgorzacie, że Jezusa (Jeszuę) i dwóch pozostałych skazańców dowieziono na Golgotę na wozie.

Jakkolwiek było, sformułowanie „droga krzyżowa” stało się w szeroko pojętej kulturze (nie tylko zresztą chrześcijańskiej) symbolem długotrwałej męki, cierpienia lub po prostu czegoś bardzo uciążliwego.

A to oznacza, że idealnie opisuje ono życie w kapitalizmie.

Przecież składa się ono w znacznej (a bardzo często wręcz głównej) mierze ze stresu, zmęczenia i strachu o jutro, wywołanego poczuciem braku stabilności bytowej. Człowiek nie wie, czy znajdzie pracę, a jeśli tak, to nie wie, jak długo ją utrzyma (zwłaszcza w firmie prowadzonej przez Janusza biznesu, który może ot, tak dla jaj zwolnić pracownika… choć i w korporacjach jest to patologia nagminna – vide to, co pewna gazeta zrobiła z działem korekty – CAŁYM działem!), ani czy zarobek wystarczy na utrzymanie. Jego kwota może być nawet całkiem niezła… ale przecież ceny w miejscu nie stoją, a opłaty tym bardziej nie.

Do tego, jest cała masa zawodów, w jakich zarobek uzależniony jest od osiąganych wyników. Wykonując taką pracę, można się naharować, namęczyć, do cna wyczerpać i stresem zniszczyć swoje zdrowie we wszystkich jego aspektach (wiem, co piszę!), a nie tylko guano zarobić, lecz jeszcze do interesu dołożyć.

Krzyżem dźwiganym w kapitalizmie są oczywiście też inne naturalne patologie owego nieludzkiego systemu. Przede wszystkim umowy śmieciowe, wymuszone samozatrudnienie czy bezpłatne staże – wszystkie one zwiększają obciążenie pracownika, odbierają mu prawa, a często wręcz niszczą życie (np. osobiste, bo mogą uniemożliwić, dajmy na to, założenie rodziny). A także w zasadzie feudalne stosunki panujące w niejednej firmie, polegające na totalnym poddaństwie wymuszonym taką czy inną formą przemocy (mobbing).

Przez cały czas na proletariusza spadają również uderzenia biczów w postaci reklam czy ogólnie przekazu propagandowego, jaki ma na celu rozbudzić u człowieka (nierealne do spełnienia) ambicje po to, aby tym ciężej pracował, generując oczywiście zyski kapitaliście, samemu zaś na tum tracąc, zwłaszcza w dłuższej perspektywie.

Korona cierniowa? Oczywiście jest, szczególnie, jeśli żyje się w wymarzonym przez kapitalistów i neoliberałów/neokonserwatystów, o naziolach nie wspominając, państwie minimum. Czyli ograniczonym do policji, wojska tudzież administracji, która bardzo chętnie zdziera z obywatela podatki, kiedy jednak potrzebna jest mu pomoc, to jej nie udziela, gdyż wedle kapitalistycznej propagandy „każdy jest kowalem własnego losu”, natomiast „pomaganie ludziom rozleniwia”.

A jeśli proletariusz dożyje – co wcale pewne nie jest, po drodze nastąpić bowiem może już to zgon spowodowany przepracowaniem, już to samobójstwo, do jakiego doprowadzą warunki życia w kapitalizmie – to dowlecze się do swojej Golgoty. A tam nastąpi ukrzyżowanie w postaci przyznania emerytury bądź renty, najczęściej groszowej, gdyż na całej trasie swojej drogi krzyżowej pracownik okradany był nie tylko przez żerujących na jego pracy kapitalistycznych wyzyskiwaczy, ale też przez system emerytalny, ze szczególnym uwzględnieniem jego prywatnych „filarów”, czyli w Polsce dawniej OFE, a obecnie PPK. Innymi słowy, odprowadzał składki, a kiedy już przeszedł na emeryturę, łajno mu zostało, bo większość pieniędzy zachachmęcili kapitaliści-złodzieje.

Fajnie, co?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor